– Niestety, nasze powództwo zostało oddalone z uwagi na utratę legitymacji procesowej w związku z przymusowym wykupem, który dokonała spółka Unilin. Jednocześnie, biorąc pod uwagę sytuację w sprawie, zostaliśmy zwolnieni z kosztów sądowych – mówi Kamil Kuśnierek, były mniejszościowy udziałowiec Polcoloritu i jeden z uczestników postępowania sądowego. Wyrok zapadł w sądzie pierwszej instancji i nie jest prawomocny. Czy w związku z tym giełdowi inwestorzy będą się odwoływać? – Wystąpimy do sądu o uzasadnienie wyroku na piśmie. Gdy je otrzymamy, dokonamy analiz i wówczas zdecydujemy co dalej – twierdzi Kuśnierek.

Latem 2015 r. Barbara Urbaniak-Marconi, wówczas prezes i większościowy udziałowiec Polcoloritu, chciała skupić wszystkie akcje spółki niebędące w jej posiadaniu po 0,75 zł za walor. Mniejszościowi akcjonariusze jednak się na to nie zgodzili. W efekcie, po przeprowadzonych próbach zniesienia przez firmę dematerializacji papierów, gracze zawiązali porozumienie i zaskarżyli uchwałę walnego zgromadzenia do sądu. Ten w styczniu 2016 r. wydał postanowienie o wstrzymaniu wykonania uchwały, a kilka miesięcy później zlecił biegłemu sądowemu dokonanie wyceny akcji. Zanim ten wycenił walory Polcoloritu, w lutym tego roku, wezwanie na wszystkie papiery ogłosił Unilin Poland z Pruszcza Gdańskiego, kontrolowany przez amerykański koncern Mohawk Industries. Za każdą akcję oferował aż 5,8 zł. Była to cena mocno przekraczająca średnie kursy walorów giełdowej spółki z ostatnich trzech i sześciu miesięcy. Te wynosiły w dniu ogłoszenia wezwania odpowiednio 2 zł i 1,87 zł.

W kwietniu biegły określił, że wartość godziwa walorów Polcoloritu wynosi 5,24 zł według stanu na 3 lipca 2015 r. oraz 5,31 zł według stanu na 16 grudnia 2015 r. Kilka tygodni później okazało się, że Unilin nabył w wezwaniu 93 proc. akcji. Następnie dokonał przymusowego wykupu i wycofał spółkę z GPW.