Polacy potrzebują nowych leków na raka

WYWIAD | Marek Borzestowski - z prezesem spółki biotechnologicznej NanoGroup rozmawia Grzegorz Burtan

Publikacja: 08.07.2019 05:15

Marek Borzestowski

Marek Borzestowski

Foto: materiały prasowe

Jak wygląda leczenie nowotworów w naszym kraju?

W Polsce pacjenci onkologiczni są problemem.

Dlaczego?

Lekarze robią, co mogą, by ich wyleczyć. Używa się do tego chemioterapeutyków. To skuteczne leki, ale skutki są opłakane dla całego ciała, bo zdrowe komórki giną tak samo jak komórki nowotworu. Wielu pacjentów nie jest w stanie przeżyć i umiera z powodu wycieńczenia organizmu. A dostęp do innowacyjnych leków i kuracji celowanych jest na polskim rynku mniej niż zadowalający.

Z jakiego powodu?

Przez koszty. Dlatego używa się leków mało biodegradowalnych, które są i tanie, i efektywne. To, co my wymyśliliśmy, to system celowania i dostarczania leków, które koncentrują się właśnie w komórkach rakowych. Dzięki temu trują nowotwór, a nie całe ciało. Takie celowane kuracje są już znane na świecie.

I NanoGroup wprowadza ich własną wersję do Polski...

Nasz patent polega na obłożeniu chemioterapeutyków cukrem. Wszystkie nowotwory lite mają takie zaburzenie, że konsumują cukier. Taki „kłębuszek" jest przez nie wchłaniany, a nośnik ulega biodegradacji. Możemy tam wkładać różne leki o różnej toksyczności, ale ta toksyczność nie wpływa na nerki, wątrobę czy serce, tylko komórki nowotworowe. Opanowaliśmy tę toksyczność.

Dlaczego to takie wyjątkowe?

Bo na świecie nie ma takich „robotów", które działałaby w taki punktowy sposób.

Jak wygląda postęp prowadzonych przez grupę prac?

Skończyliśmy pakiet badań na zwierzętach i otrzymaliśmy wynik, który porównujemy z tradycyjnymi chemioterapeutykami, które stosuje się w polskich szpitalach. Z badań wynika, że zahamowaliśmy rozwój raka i ograniczyliśmy przerzuty. Co najważniejsze, taka kuracja nie ma właściwie skutków ubocznych. Nasz lek należy do kategorii supergeneryków.

To znaczy?

Usprawniamy już istniejące rozwiązania, bo leki generyczne są powszechnie stosowane. Zlikwidowaliśmy skutki uboczne za pomocą biodegradowalnego składnika, który nie pozostaje w komórkach pacjenta. Nasza technologia jest też na tyle prosta, że na kurację będzie stać polskiego płatnika, czyli NFZ. Kuracja innowacyjnym lekiem może kosztować 100 tys. dol. i więcej za jednego pacjenta. My chcemy oferować rozwiązanie lepsze i nawet kilkanaście razy tańsze.

Nie lepiej produkować leki dla bogatych państw?

Każda duża spółka farmaceutyczna tak robi, co wpływa również na dużą konkurencję. Przez to brakuje leków, które moglibyśmy masowo stosować chociażby w Polsce. A my jesteśmy firmą stąd i widzimy ten problem. Także proces rejestracji leków innowacyjnych jest bardzo drogi i bardzo długi, głównie przez monstrualne koszty badań klinicznych. Zdecydowaliśmy się na nasz projekt, bo poprawiamy to, co już istnieje. Proces rejestracji jest prostszy, krótszy i tańszy.

W maju podaliście wyniki firmy za pierwszy kwartał i strata netto wyniosła 132 tys. zł.

Taka jest specyfika tego sektora. Możemy być pewni, że nasz produkt jest superbezpieczny i doskonały. Ale regulator wymaga od nas odpowiednich badań – najpierw in vitro, potem na zwierzętach, później są jeszcze trzy fazy badań z ludźmi. Mamy recepturę, która musi zostać przebadana, zanim wejdzie na rynek.

A kiedy wejdzie?

Za około trzy lub cztery lata. Liczymy, że regulator zaoferuje nam szybką ścieżkę na ostatni etap badań z ludźmi.

Oprócz tego leku NanoGroup pracuje też nad dwoma innymi projektami. Czego one dotyczą?

Druga spółka z naszej grupy – Nanosanguis – opracowała produkt, który zastępuje krew. Ale tylko w jednej funkcji – przenoszenia tlenu i dwutlenku węgla. Krew to organ bardzo skomplikowany. Nas interesuje bezpośrednia przyczyna zgonów pacjentów po nagłych wypadkach, kiedy traci się dużo krwi. Wtedy dochodzi do niedotlenienia mózgu i śmierci. Udało się stworzyć nośnik gazów oddechowych, polifluorowęgiel. Rosjanie znali go już w XX w., ale z powodu dużej toksyczności nie przeszedł do fazy badań klinicznych.

A teraz?

Zapakowaliśmy go w hydrożelowe cząstki, które są mniejsze od czerwonych krwinek i wydajniejsze w kontekście przenoszenia tlenu. I w pierwszej fazie interwencji medycznej po wypadku można podać ten zamiennik, który po pewnym czasie ulegnie biodegradacji, ale utrzyma funkcję na tyle długo, aby w tym czasie szpik kostny zdążył uzupełnić braki. Zrobiliśmy już próby na narządach, jak nerka świni. Naszym celem jest utrzymanie organów przy życiu przez minimum 72 godziny, żeby to one czekały na pacjenta, a nie odwrotnie. To kompletnie zmienia cały rynek.

Na jakim etapie są prace?

W tym roku chcemy rozpocząć proces rejestracji. To urządzenie medyczne, a nie lek, więc będzie dużo szybszy i dużo tańszy.

A trzecia spółka?

Nanothea prowadziła badania nad wczesną diagnostyką onkologiczną. Nie byliśmy zadowoleni z wyników i zmieniliśmy obszar badania.

Na jaki?

Spółka pracuje nad podawaniem leków do leczenia glejaków. Współpracujemy z Warszawskim Uniwersytetem Medycznym w tym obszarze. Po wycięciu glejaka z mózgu trzeba również podać chemię. Ale musi uwalniać się powoli, by miała czas dotrzeć do wszystkich komórek rakowych rozsianych w mózgu. Przygotowujemy specjalny żel, który po operacji razem z zaplanowanym lekiem będzie podawany miejscowo do loży po wyciętym guzie. Ale szczegóły podamy później, w tym roku. W tym miejscu muszę jednak powiedzieć co nieco o NCBiR.

Co takiego?

Nie podoba mi się to, że NCBiR zmienia zasady rozgrywki w trakcie. Proponują finansowanie najpierw do trzech milionów złotych, potem do miliona. Od pół roku chcemy przepchnąć nasz projekt, a ciężko skomunikować się z centrum. Co chwila zmieniają się ludzie i procedury, my się jednak nie poddajemy.

I to na razie wszystko?

Pomysłów jest wiele, ale wszystko sprowadza się do finansów. W 2009 r. fundusze VC wydały na biotechnologię 2 mld dol. W 2017 r. już 13 mld, a w 2018 – 18 mld. Polska jest poza nurtem tych pieniędzy.

Niedawno mówił pan, że startupy biotechnologiczne w Polsce znajdują się w „dolinie śmierci", gdzie są najbardziej narażone na upadek...

Przede wszystkim w naszym kraju takie startupy występują w śladowych ilościach. I nie dlatego, że naukowcy są jacyś niechętni do komercjalizacji swojej wiedzy.

Może nie umieją współpracować z biznesem?

Naukowcy mają inny typ myślenia, niebiznesowy. I taki mają mieć. Ekosystem wokół nich powinien być tak ukształtowany, by korzystał z ich wiedzy. Montreal, Toronto czy Paryż tworzą inkubatory dla badaczy, by mogli prowadzić swoje eksperymenty. W Warszawie nie ma ani jednego inkubatora dla sektora life science. Jak coś ma zaistnieć, skoro nie tworzy się odpowiednich warunków? Kwestia rozwoju onkologii bardziej interesuje pacjentów niż decydentów, dlatego pozostaje niedofinansowana.

Czy warto inwestować w takie spółki jak NanoGroup?

To, co teraz robimy, jest wartościowe. Ale wymaga czasu i cierpliwości. Za to zwroty wynagradzają ten długi okres oczekiwania.

Marek Borzestowski jest przedsiębiorcą, menedżerem i naukowcem. Od ponad 20 lat wspiera wiedzą i doświadczeniem firmy z branż technologicznych, IT i e-commerce, zasiadając w radach nadzorczych. Jest założycielem m.in. serwisu internetowego Wirtualna Polska oraz funduszu inwestycyjnego VC Giza Polish Ventures. Obecnie jest prezesem NanoGroup – holdingu spółek biotechnologicznych.

Firmy
Mercator Medical chce zainwestować w nieruchomości 150 mln zł w 2025 r.
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Firmy
W Rafako czekają na syndyka i plan ratowania spółki
Firmy
Czy klimat inwestycyjny się poprawi?
Firmy
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Firmy
Na co mogą liczyć akcjonariusze Rafako
Firmy
Wysyp strategii spółek. Nachalna propaganda czy dobra praktyka?