Znany jest pan z ostrych opinii o polskich instytucjach rynku kapitałowego, mówił pan, że rządzi nimi towarzystwo wzajemnej adoracji. Czy bezprecedensowa dymisja szefa Komisji Nadzoru Finansowego może być impulsem do zmian?
Generalnie dymisja nic nie zmienia, bo problemem jest to, że na polskim rynku kapitałowym mamy systemowy brak szczegółowych regulacji – wszystkie są tworzone w taki sposób, aby urzędnik miał możliwość wydania dowolnej decyzji. Zasady są tworzone w sposób uznaniowy. Urzędnicy wciąż nie ponoszą odpowiedzialności za swoje decyzje. Dopóki tego się nie zlikwiduje, jakiekolwiek roszady personalne nic tutaj nie zmienią. Zwłaszcza, że musiałyby objąć nie tylko władze KNF czy GPW, które przecież zmieniają się wraz ze zmianami na scenie politycznej, ale przede wszystkim także osoby na niższych szczeblach, które od lat tworzą zabetonowane środowisko broniące swych interesów.
Skoro kryzysowa sytuacja dotknęła najwyższych sfer administracji i biznesu – może to doprowadzi do zmian systemowych?
Moim zdaniem, nie. W polskiej mentalności politycznej uznaniowość nie tylko nie jest niczym nagannym, ale nawet pożądanym. Na razie nikt nie dostrzega przyczyn tej sytuacji, więc na zmiany systemowe nie ma szans. Wielokrotnie, ze Stowarzyszeniem Inwestorów Giełdowych, mówiliśmy o potrzebach zmian, o konkretnych propozycjach, m.in. na posiedzeniach sejmowej komisji finansów czy kandydując do Rady Giełdy.
Udało się nam przeforsować jedną zmianę o charakterze systemowym, dotyczącą przewlekłości postępowań administracyjnych w zakresie nakładania kar pieniężnych - wywalczyliśmy wprowadzenie pięcioletniego przedawnienia. Ale to jedynie kropla w morzu potrzeb.