Nie pomyliłem się. Owszem stopy w USA spadły (zgodnie z oczekiwaniem) o 25 pb. (do 3,75–4 proc.). Jednak szef Fedu powiedział, że obniżka stóp w grudniu wcale nie jest przesądzona. Wydawało się, że takie dictum wystraszy inwestorów, ale przez parę dni tak się nie stało.
Pocieszono się słabością rynku pracy. Tak właśnie – złe informacje traktowane były jako dobre, bo zwiększały prawdopodobieństwo kolejnej obniżki stóp. Ponieważ nie było oficjalnych danych z rynku pracy (z powodu „zamknięcia” rządu), rynek chętnie spoglądał na informacje z prywatnych firm. Raport Challengera pokazał, że w październiku zwolnienia w amerykańskich firmach były największe w tym miesiącu od 20 lat. Dane ADP też pokazywały słabą sytuację prywatnej części rynku pracy. Poza tym nastroje konsumentów w październiku spadały kolejny, trzeci miesiąc z rzędu. Prawdopodobieństwo grudniowej obniżki wzrosło na początku listopada do ponad 90 proc. Jednak potem pojawiły się problemy, bo członkowie FOMC w swoich wypowiedziach sygnalizowali, że boją się wzrostu inflacji i wcale nie są chętni do podjęcia decyzji o obniżce stóp. Prawdopodobieństwo obniżki stóp spadło do około 50 proc.
Wypowiedzi większości ludzi Fedu wcale mnie nie zdziwiły. Pojawiły się bowiem (z opóźnieniem) dane o inflacji CPI i co prawda jej wzrost był nieco mniejszy od oczekiwań (wzrosła z 2,9 na 3 proc., a oczekiwano 3,1 proc.), ale od lipca 2025 r. inflacja wzrosła z 2,7 proc. i była największa od stycznia tego roku. A polityka celna Trumpa nie była jeszcze w tych danych w pełni ujęta. Grudniowa decyzja Komitetu była w czasie pisania tekstu niemożliwa do przewidzenia.
Na Wall Street początek listopada przyniósł przedłużenie korekty. Niepokój wzbudziło to, co powiedzieli szefowie Morgan Stanley i Goldman Sachs. Oni twierdzili, że zbliża się korekta, która obniży indeksy o 10-20 proc. Na niektórych sesjach 80 proc. spośród 500 akcji z indeksu S&P 500 taniało, a wzrost generowało pozostałe 20 proc. Sezon raportów kwartalnych amerykańskich spółek niespecjalnie pomagał w poprawie nastrojów. Raport Alphabetu (Google) bardzo się spodobał. Jednak Meta rozczarowała. Rozczarował też nieco Microsoft. Opowieści Muska pomagały Tesli, która opublikowała fatalne wyniki.
Wszyscy czekali na raport kwartalny królowej parkietu, czyli Nvidii. Przed publikacją duży niepokój budziło jednak to, że akcji tej firmy pozbył się nie tylko potężny, japoński Softbank, ale zrobił to też Thiel Macro, czyli fundusz znanego miliardera Petera Thiela. Raport pojawił się po sesji w środę 19 listopada. Wiadomo było, że zyski będą znakomite i rzeczywiście takie były. Poza tym raportowano potężny popyt na procesory Blackwell, a inwestorzy byli bardzo zadowoleni z prognozy przychodów. To oczywiście pozwoliło na mocne odbicie indeksów. Mam tylko jedną uwagę: to, że jest duży popyt na produkty Nvidii nie mówi nic o zyskach tych, którzy te procesory kupują, bo przecież są zdecydowanie przeinwestowani. Ale spodziewałem się, że to nie wypłynie tak szybko na notowania. Przecena na Wall Street tuż po publikacji wyników Nvidii była zdecydowanie nieoczekiwana i bardzo źle rokuje.