„The everything boom”

Jak ten język angielski potrafi zabrzmieć! Skąd się to wzięło, że można w nim ukuć błyskotliwe nazwy i określenia, podczas gdy coś podobnego wysłowionego w innych językach straciłoby lekkość i urodę?

Publikacja: 22.01.2024 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społeczności

Ludwik Sobolewski, były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Foto: materiały prasowe

Zachwyciło mnie wyrażenie „the everything boom”. Do tego stopnia, że przytoczyłem je, za „The Economist”, w audycji „Świat do odczytu”, jaką współprowadzę w jednej z telewizji, notabene posługującej się sloganem: „Giełda, firma, pieniądze”.

To pieniędzy, rzecz jasna, dotyczy ten boom na wszystko, w USA. A nawet hossa na wszystko. Przez dziesięć miesięcy roku 2023 wzrost indeksów na giełdach nowojorskich napędzany był przez spółki technologiczne, głównie tak zwaną wspaniałą siódemkę („magnificent seven”, znowu ta zgrabność języka angielskiego). Dla przypomnienia: Apple, Microsoft, Alphabet (czyli, z grubsza, Google), Amazon.com, Nvidia, Meta Platforms i Tesla. Debiutantem w tym gronie jest Nvidia, tak jak szlagierem ostatnich miesięcy jest ekspansja AI.

Ale co się wydarzyło pod koniec ubiegłego roku? Indeks S&P 500 kontynuował pochód w górę przez kolejne tygodnie. Łącznie było tych tygodni konsekwentnego wzrostu dziewięć, co stało się najdłuższym „wygrywającym pasmem” (winning streak) od 2004 r. A wzrosty rynkowej kapitalizacji objęły wszystkie istotne sektory. Od technologii, przez spółki konsumenckie, przedsiębiorstwa finansowe, energetyczne, komunikacyjne („communications” to bardzo szeroka część biznesu), po sektor ochrony zdrowia. Każdy tych obszarów ma swoje gwiazdy. Na przykład farmaceutyki to koncern Eli Lilly. Prowadzi on badania nad środkami przyspieszającymi chudnięcie (czy tak jakoś). Otóż Eli Lilly ma kapitalizację bliską 600 mld dolarów (miliardów, według europejskiej konwencji, czyli to są „nasze” miliardy, nie biliony). To więcej niż notowana, między innymi w USA, duńska firma Novo Nordisk, również od leku na chudnięcie, szaleństwo inwestycyjne ostatniego czasu (tylko niecałe… 500 mld USD).

Jak tu zatem nie uważać Ameryki za centrum kapitalizmu, skoro mimo niepokoju związanego z wyborami prezydenckimi wszystko tam rośnie, bogatsi stają się coraz bogatsi, a biedni… zapewne stają się nieco mniej biedni.

A jednak wystarczyło, że pierwsze dwie sesje giełdowe w roku 2024, 2 i 3 stycznia, zakończyły się w sumie spadkiem indeksów o około 1,5 proc., aby pojawiło się zatroskanie o to, czy koniunktura ma na pewno solidne podstawy. Bo inflacja nie wiadomo, czy będzie tak spadać jak do tej pory, bo czy Fed będzie obniżał stopy, bo wybory. Bo Apple, największa firma świata, zanotował spadek wyceny o jakieś 4 proc., a jednocześnie pojawiły się rekomendacje „sprzedaj”.

To są jednak niemalże szumy w eterze. Inwestowanie na giełdach amerykańskich przynosiło dobre rezultaty w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Zdaję sobie sprawę z tego, że uogólnienie zawarte w tym zdaniu jest gigantyczne, ale istnieją uogólnienia niepowodujące nadmiernych, nieakceptowalnych uproszczeń. Tak jak w słynnej reklamie Merrill Lyncha z lat 70., możemy słusznie także i dzisiaj być „bullish on America”. Owszem, konflikty zbrojne i napięcie w stosunkach międzynarodowych to fakty obecne i przyszłe. Rosja, Ukraina, Iran, Jemen, Tajwan, Chiny, Izrael, Hamas – wychodzi z tego więcej niż „siódemka”, a już na pewno nie jest to krąg z gatunku „magnificent”. Ale smutna prawda jest taka, że na wojnie też można zarobić. I to jak.

Pozytywna dla gospodarki prognoza może wynikać między innymi z tego, co w komentarzach na temat „the everything boom” się pojawiło, a dla mnie samego stanowi pewne zaskoczenie. Przyzwyczailiśmy się uważać, że wysoki udział inwestorów indywidualnych w obrotach giełdowych to pozytywna cecha szczególna nowych rynków, takich, gdzie kapitalizm budowany był od niedawna, krajowego kapitału instytucjonalnego nie było a poziom edukacji finansowej jest taki sobie. Przypomnę, że w złotym okresie giełdy warszawskiej ten odsetek udziału inwestorów indywidualnych w obrotach był na poziomie grubo przekraczającym 30 proc. Kiedy w ostatnich latach dramatycznie to spadało, do znacznie poniżej 20 proc., mogliśmy mieć skłonność, by tłumaczyć to „dojrzałością” rynku kapitałowego.

Ale nie ma rynku akcji bardziej dojrzałego niż amerykański. I co się okazuje? W roku 2021 udział inwestorów indywidualnych w tym rynku – w obrotach – sięgnął rekordowych 24 proc., a w 2023 utrzymywał się na poziomie 18 proc. Spadek ten bywa zresztą uważany za jeden z pomniejszych czynników ryzyka dla utrzymania się wysokiej waluacji spółek giełdowych. Mniejsza nawet z tym, jak to jest metodologicznie liczone, te liczby robią wrażenie i robiłyby również po ewentualnej korekcie i uzgodnieniu z tym, jak „my” liczymy udział poszczególnych kategorii inwestorów w obrotach.

Chciałoby się, aby o sytuacji na giełdzie w Warszawie pisały polskie tygodniki opinii i generalnie prasa niefinansowa. I nie tylko od wielkiego dzwonu, czyli jak wybuchnie jakaś wielka afera, lecz przede wszystkim wtedy, gdy mamy do czynienia z optymistyczną normalnością. Tak jednak nie będzie, bo środowisko rynku giełdowego zatraciło gen wojowniczości i popadło w uwiąd intelektualny. Potem wygodnie jest mówić, że politycy nie robią niczego dla giełdy. W efekcie rynek giełdowy przestał być, jak to się popularnie mówi, barometrem gospodarki. Przestał być, co gorsza, kuźnią innowacji. Nic zatem dziwnego, że nie jest przedmiotem społecznego zainteresowania.

GPW jako spółka notuje od lat bardzo dobre, wręcz imponujące wyniki finansowe. I prawdą jest również to, co mówią od lat jej przedstawiciele, że pogłębiła się dywersyfikacja źródeł przychodów, że poszerzyła się paleta produktów. To są bezdyskusyjnie dobre właściwości naszego rynku. Ale coś jednak poszło nie tak, bo najważniejsze pytanie, na które powinna padać nietechniczna i niehermetyczna w treści odpowiedź, brzmi: co z tego mamy my, przedsiębiorcy i inwestorzy? Nowa – można będzie się pogubić w numeracji – strategia rozwoju rynku kapitałowego powinna oprzeć się tylko i wyłącznie na tym jednym pytaniu, zanim kolejna góra znowu urodzi mysz.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie