Wielkimi krokami zbliża się od dawna zapowiadana obniżka stóp procentowych. Dotychczas jednym z głównych argumentów przemawiających za takim ruchem były obawy o negatywny wpływ wysokich stóp procentowych na rynek pracy. Obecnie jednak w świetle danych dotyczących zatrudnienia interesujące wydaje się pytanie o to, czy ten argument zostanie podtrzymany.

Najnowsze dane potwierdzają stabilizację sytuacji na relatywnie dobrych poziomach. Stopa bezrobocia utrzymuje się na poziomie 5 proc., zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw od października ubiegłego roku rośnie coraz wolniej, wciąż jednak w lipcu było wyższe o ponad 5 tys. etatów niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Liczba nowych ofert pracy też nie spadła jakoś dramatycznie. Można więc pokusić się o stwierdzenie, iż dane nie wskazują na większe ryzyka dla rynku pracy pomimo dosyć długiego już okresu utrzymywania stóp procentowych na podwyższonym poziomie.

Przypomnijmy: pierwsza podwyżka stóp w obecnym cyklu miała miejsce w październiku 2021 r., a więc już blisko dwa lata temu, a ostatnia – we wrześniu ubiegłego roku, czyli rok temu. Ponieważ przyjmuje się, że efekty zmian stóp procentowych przekładają się na sferę realną z opóźnieniem od sześciu do ośmiu kwartałów, można założyć, że sytuacja, jaką obecnie widzimy na rynku pracy, prawdopodobnie oddaje w znacznym stopniu wpływ podjętych w przeszłości decyzji o podwyżkach stóp procentowych na ten rynek. Zatem przydatność tego argumentu dla uzasadnienia decyzji o luzowaniu polityki pieniężnej wydaje się obecnie raczej wątpliwa.

Analiza napływających z gospodarki danych wskazuje natomiast na zwrot w kierunku obaw związanych z widocznym spadkiem tempa wzrostu gospodarczego. Wstępne dane dotyczące produktu krajowego brutto w drugim kwartale bieżącego roku pokazały jego wyraźny spadek zarówno w ujęciu rok do roku, jak i w stosunku do pierwszego kwartału bieżącego roku. Jednak nie bez przyczyny powiada się, iż diabeł tkwi w szczegółach. Tym razem te szczegóły to oczywiście problemy z odsezonowaniem danych dotyczących PKB, czyli problemy z policzeniem wzrostu gospodarczego nieuwzględniającego jednorazowych zakłóceń.

Dobrze obrazuje ten problem sekwencja danych w ujęciu kwartał do kwartału. Otóż według GUS w ostatnim kwartale ubiegłego roku PKB obniżył się o 2 proc., aby w pierwszym kwartale tego roku odnotować wzrost o 1,6 proc., a w drugim kwartale ponownie spaść o 2,2 proc. Taka wahliwość danych oznacza ni mniej, ni więcej tylko niepewność odnośnie do faktycznej sytuacji. Oczywiście gospodarka spowalnia i to widać w szeregu innych danych, jednak skala tego spowolnienia wciąż pozostaje niewiadomą. Prawdopodobnie w przyszłym roku po ocenie przez GUS metodyki szacowania danych możliwe będą znaczące ich korekty. Czy jednak w świetle wcześniejszej konstatacji o tym, iż skutki bieżących decyzji podejmowanych w polityce pieniężnej widoczne są po mniej więcej dwóch latach, argument o konieczności obniżki stóp procentowych teraz jest zasadny? Wydaje się to wątpliwe, jeśli uwzględnimy takie fakty, jak wciąż wysoka presja inflacji. Pojawiają się już pierwsze sygnały poprawy koniunktury. W sierpniu wskaźniki koniunktury zarówno konsumenckiej, jak i gospodarczej potwierdziły poprawę, co może zwiastować stopniową odbudowę aktywności gospodarczej w ostatnim kwartale roku. W efekcie trudno znaleźć obecnie argumenty przemawiające za obniżką stóp procentowych, ale – jak wiadomo – ludzka kreatywność jest niezmierzona.