Inwestowanie jak wizyta u lekarza

Niejednokrotnie już spotkałem się z sytuacją, gdy ktoś, dowiedziawszy się, że pracuję na rynku kapitałowym, zadawał mi krótkie pytanie w stylu: „W co warto teraz inwestować?”.

Publikacja: 13.03.2023 21:05

Inwestowanie jak wizyta u lekarza

Foto: fot. mat. prasowe

Nie mogąc udzielić równie krótkiej odpowiedzi, z uwagi na złożoność zagadnień stojących za odpowiedzią na takie pytanie, postanowiłem, że zacznę przedstawiać je w analogicznej sytuacji, aczkolwiek dotyczącej znacznie lepiej nam znanej dziedziny naszego życia, jakim jest zdrowie.

Postaram się wyjaśnić kilka standardowych kwestii dotyczących finansów w analogii do sytuacji, z którymi możemy się spotkać w trakcie wizyty u lekarza.

● Pan doktor = osoba z branży inwestycyjnej

● Zdrowie = nasze oszczędności

● Choroba = problemy finansowe/ dylematy inwestycyjne

● Chęć powrotu do/ utrzymania zdrowia = cele inwestycyjne

● Leczenie = plan inwestycyjny

● Problemy w służbie zdrowia = zawirowania na rynku finansowym

● Panaceum lub lek na nieśmiertelność = gwarantowana ponadprzeciętna stopa zwrotu z inwestycji

Mam x zł. W co zainwestować? Pytanie jak do lekarza na pierwszej wizycie: „Panie doktorze, jestem chory. Co robić?”. Pytanie zbyt ogólne i tak samo jak trudno byłoby nam oczekiwać konkretnej odpowiedzi od lekarza, równie ciężko będzie odpowiedzieć na przedstawione pytanie przedstawicielowi branży inwestycyjnej. Chyba że jest on zwykłym sprzedawcą oferującym różne produkty finansowe, za sprzedaż których otrzymuje odpowiedniej wielkości premie. Podobnie jak lekarz, któremu firma farmaceutyczna za sprzedaż jej produktów oferuje np. wyjazdy na wczasy w egzotyczne miejsce (formalnie będące konferencjami lub szkoleniami).

Mając do czynienia z uczciwą osobą z rynku kapitałowego, powinniśmy spodziewać się większej ilości szczegółowych pytań. Zamiast: „No dobrze, co dokładnie boli?”, „Jaka jest historia choroby?”, powinniśmy się raczej spodziewać pytań w stylu: „Czy to są twoje jedyne oszczędności?”, „Jaka jest twoja sytuacja materialna?”, „W jakim celu chcesz zainwestować?”. Zamiast badania bolesnego miejsca dostaniemy natomiast do rozwiązania kwestionariusz osobowy pozwalający dokonać oceny naszej wiedzy inwestycyjnej, skłonności do ryzyka oraz celów inwestycyjnych. Skierowanie do lekarza specjalisty powinniśmy z kolei utożsamiać z przekierowaniem do osoby, która zawodowo zajmuje się doradztwem inwestycyjnym bądź zarządzaniem aktywami. A dostając w końcu odpowiedź dotyczącą sposobu działania w naszej sytuacji, tak, jak powinniśmy zapoznać się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, by poznać efekty uboczne stosowania leku, tak chcąc zainwestować, powinniśmy zostać ostrzeżeni, że każda inwestycja wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości kapitału.

Pamiętajmy, że inwestowanie, podobnie jak leczenie, jest procesem o określonym celu. Na początku powinniśmy opracować plan działania – zbadać historię naszej choroby (/dotychczasowych doświadczeń w inwestowaniu), wyciągnąć wnioski, wytyczyć ramy czasowe i nakreślić pierwsze kroki leczenia (/opracować plan inwestycyjny). Następnie dokonywać pewnych modyfikacji w leczeniu (/planie inwestycyjnym), dostosowując je do zmieniających się okoliczności (/otoczenia rynkowego).

Jeżeli dam ci teraz x zł, czy zarobisz mi 20 proc. w ciągu dwóch–trzech miesięcy (/kilka procent w ciągu tygodnia)? To jedno z moich ulubionych pytań. Szczerze? Gdybym znał odpowiedź, jak w gwarantowany sposób w krótkim czasie zarobić 20 proc. realnie (realnie, no bo przecież zarobić nominalnie 20 proc. w kraju, gdzie inflacja sięga 50 proc., to nie problem – wystarczy założyć lokatę), to pewnie taką odpowiedź zachowałbym tylko dla siebie. Musimy pamiętać – inwestowanie zawsze wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości kapitału. Bez ryzyka nie ma możliwości osiągnięcia ponadprzeciętnej stopy zwrotu. Czasami o przeniesieniu tego podejścia na grunt inwestycji osobistych zapominają nawet przedsiębiorcy, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, czym jest ryzyko i jakie, zarówno pozytywne, jak i negatywne, konsekwencje może przynieść.

Analogia gwarantowanej ponadprzeciętnej stopy zwrotu do zdrowia? Równoważne jest to chyba tylko z byciem wiecznie młodym i niemal nieśmiertelnym. Bo wynalezienie leku na raka byłoby jedynie jak odpłatne udostępnianie swojej „gwarantowanej” strategii inwestycyjnej innym – niby daje nam to zarobić na prowizji, a jednak inni zaczynają mieć tak samo dobrze jak my (żyją dłużej). Czy jest nam to potrzebne?

Oszukałeś mnie! Przez ciebie straciłem pieniądze! Takich słów jeszcze nie usłyszałem, bo nie udzielam odpowiedzi na pytanie powyżej, robię to w sposób ogólny, nakreślając ramy opracowywania potencjalnego planu inwestycyjnego, podkreślając, że inwestując w określone aktywa, możemy się spodziewać, że nasze prognozy nie zawsze się sprawdzą i stracimy część swoich oszczędności. Otrzymując poradę inwestycyjną, powinniśmy liczyć się z tym, że nie zawsze spełni ona nasze oczekiwania. Ważne, by zrozumieć swoją sytuację w momencie udzielania tej porady i ocenić, po której stronie leżał błąd.

Czasami będzie to błąd doradcy, czasami nasz. Wtedy ponowne odwiedziny naszego doradcy będą wskazane, by wspólnie sprawdzić, czy nasze potrzeby inwestycyjne są zrozumiałe – właściwe nakreślenie sposobu działania i ostrzeżenie przed potencjalnymi niespodziewanymi sytuacjami jest niezwykle istotne.

Podczas wizyty u lekarza możemy napotkać podobne sytuacje. Nie zawsze każdy lekarz jest w stanie postawić trafną diagnozę. A nawet jeżeli właściwie oceni naszą chorobę, to nie za każdym razem przepisany antybiotyk okaże się skuteczny.

Jeżeli coś wydarzyło się nie po naszej myśli, nie oznacza, że ktoś popełnił błąd i powinniśmy od razu zmieniać lekarza (/doradcę inwestycyjnego). W końcu kto jak kto, ale nasz lekarz (/doradca inwestycyjny) zna historię naszego leczenia (/planu inwestycyjnego) i wie, co mogło i może pójść nie tak w drodze ku naszemu zdrowiu (/celom inwestycyjnym).

Czemu to wszystko tyle kosztuje? Podobnie jak porada lekarska, tak i porada inwestycyjna kosztuje, czasami niemało. A nawet jeżeli myślimy, że nic za nią nie zapłaciliśmy, to miejmy świadomość, że istnieje tzw. koszt ukryty – czy to w postaci naszych składek na NFZ luk zakupu leków, czy pod postacią opłat pobieranych za inwestycję w produkt finansowy. Nie oczekujmy również, że ktoś weźmie za swoją poradę większą odpowiedzialność.

Ostatecznie to my ryzykujemy własne zdrowie lub oszczędności. Gdyby to ktoś inny ryzykował za nas, otrzymana porada kosztowałaby zapewne nie setki złotych, ale tysiące bądź setki tysięcy złotych. Czy wtedy rzeczywiście chcielibyśmy skorzystać z takiej porady? Chyba nie miałoby to sensu.

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek