Na początku roku, w felietonie „2022 – rok normalizacji?" („Parkiet", 3 stycznia 2022 r.), postawiłem tezę, że wbrew dość powszechnym oczekiwaniom bieżący rok w żadnym razie nie będzie rokiem normalizacji. Pisałem, że w sytuacji silnych zaburzeń na styku różnych systemów – społecznych, gospodarczych, politycznych, biologicznych itd. – prawdopodobieństwo występowania uznawanych za skrajne zjawisk (czarnych łabędzi) znacząco wzrasta.
Za nami I kwartał 2022 r. i po marzeniach o normalności nie ma śladu. Minione miesiące przyniosły wydarzenia, które wstrząsnęły wszystkimi sferami naszego życia. Mamy do czynienia z wojną, czymś niewidzianym w Europie od blisko 30 lat. Giną niewinni ludzi, rynki finansowe znajdują się na rollercoasterze, koniunktura wyhamowuje. Ceny paliw na stacjach osiągnęły niewidziane nigdy wcześniej poziomy, podobnie jak skala osłabienia złotego. Polska z dnia na dzień stała się krajem przyfrontowym, do którego w ciągu kilku tygodni napłynęło ponad 2 miliony uchodźców.
A to nie koniec. Już wiadomo, że czekają nas dalsze podwyżki cen żywności – Rosja i Ukraina były znaczącymi ich eksporterami i ograniczone dostawy z tych krajów doprowadzą do poważnych zaburzeń na globalnym rynku. Wysoka już inflacja będzie jeszcze wyższa – wojny ze swej natury przekładają się na wzrost cen. Nie chodzi jedynie o ograniczenia podaży surowców czy zbóż, ale także kolejną falę zaburzeń w łańcuchach produkcji – niektóre fabryki już notują przestoje ze względu na brak komponentów. Wyższe ceny to niestety niejedyny koszt. W wielu krajach świata deficyt żywności i ekonomiczna niedostępność przełożą się na znacznie poważniejsze problemy; głód, a z dużym prawdopodobieństwem także niepokoje społeczne, na wzór tych z lat 2010–2012. Towarzyszyć temu może kolejna fala uchodźców napływających do Europy z rożnych kierunków.
Jeśli oderwać się od bieżących wydarzeń i spojrzeć na obecną sytuację z nieco innej perspektywy, to okaże się, że żyjemy w okresie swego rodzaju skrajności. Zgodnie z koncepcją H. Courtney, J. Kirklanda i S.P. Viguerie świat z reguły jest w jakimś stopniu przewidywalny. Można wyróżnić jej trzy poziomy: 1) jasna przyszłość, 2) przyszłość jako jeden z kilku możliwych scenariuszy (którym można przypisać określone prawdopodobieństwa), 3) przyszłość określona jako szeroki przedział możliwych zdarzeń. To, z czym obecnie mamy do czynienia, podpada jednak pod inną kategorię: całkowicie nieprzewidywalnej przyszłości.
Taki nieprzewidywalny świat charakteryzuje się tym, że tradycyjne metody analizowania teraźniejszości i przewidywania przyszłości zawodzą. Wynika to z kilku powodów. Po pierwsze, zdecydowana większość modeli, które wykorzystujemy w opisywaniu rzeczywistości koncentruje się na jednym, wybranym elemencie coraz bardziej złożonego systemu, jakim jest świat, gdy tymczasem obecnie kluczowe stają się interakcje pomiędzy różnymi podsystemami składającymi się na ten globalny system. Po drugie, wykorzystywane powszechnie modele prognozują z reguły w oparciu o to, co z przeszłości można uznać „za standardowe", a nie o to co stanowi (silne) odchylenie od standardu. Takie błędne – na swój sposób – podejście wynika z faktu, że okresy mniejszej lub większej przewidywalności są dłuższe niż te, w których panuje całkowita nieprzewidywalność. Trzecia kwestia odnosi się do natury ludzkiej, znacznie łatwiej jest nam budować obraz przyszłości w oparciu o to „co było wczoraj" – zakładać liniowość zdarzeń – a nie to co było kilkadziesiąt lat temu. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że przejście w okresy nieprzewidywalne bardzo nas zaskakuje. To właśnie z tych powodów większość zdarzeń, które określamy mianem wielkich kryzysów, nie została wcześniej przewidziana.