Jak już kilkakrotnie pisałem, finalizowane są konsultacje tzw. Listing Act, dotyczące wszystkich najważniejszych aspektów notowania spółek. Wśród nich znalazły się również te związane z kosztami notowania, przy czym ujęte bardzo płytko – jako podstawowy koszt wskazane zostały opłaty na rzecz giełd, które stanowią bardzo mały ułamek wydatków. Jak wynika z badań SEG, jest to zaledwie kilka procent (5 proc. dla spółek dużych, 7 proc. dla spółek średnich, 3 proc. dla spółek małych notowanych na GPW oraz 2 proc. dla spółek z NewConnect), wszystkich wymiernych i stosunkowo łatwych do wykazania kosztów. A jeszcze mniej, jeśli uwzględnilibyśmy wiele kosztów niefinansowych.
Co w takim razie kosztuje, skoro nie notowanie? Zacznijmy od dodatkowych (w porównaniu ze spółką nienotowaną) kosztów statutowego badania sprawozdań finansowych – prezentując podział na grupę spółek dużych, średnich, małych i NewConnect średnio są to koszty odpowiednio: 235 tys., 124 tys., 50 tys. i 17,5 tys. oraz dodatkowych kosztów działu księgowego: 176 tys., 84 tys., 5 tys., 17,5 tys. Jak widać nie zawsze ta relacja kosztów względem wielkości spółki układa się logicznie, co jest najprawdopodobniej rezultatem ograniczonej próby badawczej w badaniu pilotażowym – bardziej wiarygodne dane będziemy mogli zaprezentować po zakończeniu badania właściwego w październiku.
Do tego dochodzą dodatkowe koszty prawników (227,5 tys., 49 tys., 16 tys., 5 tys.), compliance (47 tys., 17,5 tys., 5 tys., 5 tys.), zarządów (200 tys., 35 tys., niepoliczalne finansowo, 17,5 tys.), rad nadzorczych (301 tys., 274 tys., 50 tys., 5 tys.), WZA (56 tys., 48 tys., 31 tys., 5 tys.), czy relacji inwestorskich (256 tys., 96 tys., 13 tys., 5 tys.). Zdaję sobie sprawę, że dla osoby, która się w te kwestie nie zagłębiła, niektóre wartości mogą się wydawać naciągane. No bo niby dlaczego WZ spółki giełdowej ma być o kilkadziesiąt tysięcy droższe niż niegiełdowej. Otóż składają się na to bardzo konkretne i policzalne składniki kosztów – zainteresowanych zapraszam do kontaktu.
I tak się akurat złożyło, że Komisja Europejska próbuje teraz dopytać o koszty rozbite bardziej szczegółowo, zgodnie z przedstawioną powyżej systematyką. Uruchomiony został proces, który powinien przynieść wypracowanie stosownych rozwiązań. Zasiane zostało ziarno wiedzy, które teraz wzrośnie i rozkwitnie w postaci poważnych paneuropejskich badań. Dla KE stało się jasne, że zakres kosztów ponoszonych przez emitentów jest dużo szerszy, niż wcześniej to było postrzegane, co jest szczególnie dotkliwe dla spółek małych, gdzie koszty związane z notowaniem powodują obniżenie zysków akcjonariuszy o kilka lub nawet kilkanaście punktów procentowych.
Z drugiej strony pojawiła się świadomość braku realnych korzyści wynikających z obecności na parkiecie. Nawet coś tak pozornie oczywistego, jak dostęp do finansowania, nie jest oczywiste, bo dla najmniejszych spółek przedwczesne wejście na rynek publiczny bardzo skomplikowało możliwość pozyskania dużych inwestorów, z uwagi na konieczność równego traktowania wszystkich akcjonariuszy. Oczywiście nie mam zamiaru podważać tej świętej zasady publicznego rynku kapitałowego – wskazuję tylko na fakt, że te małe spółki nie zawsze osiągnęły zakładane korzyści, za uderzenie w dzwon giełdowy zapłaciły olbrzymią cenę.