Dziękujemy, Panie Ministrze!

Profesorowi Markowi Belce należą się podziękowania. Jego pomysł ożywił umierające z nudów punkty obsługi biur maklerskich i zapełnił placówki bankowe. Radość naszej branży może być jednak krótka. Minister, widząc rozmiary słabości swoich koncepcji, będzie zatykał luki w prawie. Cała nadzieja w tym, że część pieniędzy - choćby w ucieczce przed fiskusem - popłynie rzeczywiście na giełdę.

Publikacja: 20.11.2001 17:07

Minister, wicepremier, profesor Marek Belka, chcąc nie chcąc (pewnie bardziej "nie chcąc", bo w obecnej sytuacji - przyznajmy: DRAMATYCZNEJ - musi mu zależeć bardziej na stymulowaniu padającego popytu konsumpcyjnego) przyczynił się już do rozwoju polskiego rynku kapitałowego i finansowego. Na wieść o radosnych pomysłach bratnich partii SLD-UP-PSL naród runął na banki i biura maklerskie, by ratować zyski ze swoich oszczędności. Cała ta kuriozalna historia potwierdza, że daleko nam do normalności. Politykom myślenie strategiczne i długoterminowe jest obce. Efektem jest niemal coroczne gaszenie pożaru w państwowej kasie. W tym roku minister-strażak ma zadanie wyjątkowo trudne. Bo spadek po poprzednim rządzie jest wyjątkowo łatwopalny.

Znajomi z branży - choć zaniepokojeni opodatkowywaniem czego się da - ryczeli ze śmiechu, zadowoleni z efektu napędzania klientów, jaki osiągnął minister-wicepremier jednym tylko projektem podatkowym. Osiągnął, choć pewnie nie chciał. Pieniądze na długoterminowe lokaty i rejestry funduszy inwestycyjnych płyną szerokim strumieniem (to, iż jest i tak żałośnie mały w porównaniu z apetytem i potrzebami, to już inna bajka). Niestety, słabość owej hossy polega na tym, że równie szybko pieniądze owe (no, przynajmniej większość) mogą odpłynąć, gdy okaże się, że rząd postanowił uszczelnić przepisy i żadnej ochrony owe wieloletnie lokaty czy fundusze nie dają. Albo gdy ktoś pójdzie po rozum do głowy i zaskarży całą aferę podatkową do Trybunału Konstytucyjnego. I wyjdzie na to, że nie ma żadnego podatku od dochodów kapitałowych. Co oznacza, że nie ma też powiązanego sznurkiem budżetu 2002. Ale to inna, równie smutna co komiczna, sprawa.

- Sam się zarządzę własnymi pieniędzmi - mówił znajomy ojciec sporej rodziny polskich Romów, u której kilka lat temu miałem okazję mieszkać w Londynie. Wypełniałem dla nich wtedy wnioski o zasiłek dla bezrobotnych emigrantów (bezrobotnych zresztą z zamiłowania, ale to inna sprawa). Wypełniałem, bo ojciec rodziny, cwaniak kuty na cztery nogi, nie umiał pisać, nie mówiąc już o znajomości angielskiego. A z Polski uciekł przed prześladowaniami (urojonymi, ale to też inna sprawa). Mniejsza o to. Grunt, że jego wielkim zmartwieniem była propozycja angielskiej opieki społecznej, która zadeklarowała, iż może pomóc mu w zagospodarowaniu zasiłku, który bezczelnie wyłudzał od Rządu Jej Królewskiej Mości... Otóż nie spodziewałem się, że po latach będę zmuszony powtarzać tezy rubasznego koleżki z Londynu. - Odczepcie się od moich pieniędzy - mam ochotę krzyczeć. I tak samo krzyczą tysiące ciułaczy i inwestorów chcących uchronić swoje, często groszowe, oszczędności przed nieobliczalnym fiskusem. Owe kolejki w bankach i pokach to jeden wielki krzyk.

Odczepcie się od naszych pieniędzy. Zasada nietykalności cudzego, uczciwie zdobytego majątku (niezależnie od jego wielkości) powinna być oczywistością. Zakaz podwyższania podatków i uchwalania nowych powinien zaś być zapisany w konstytucji (poza sytuacją zagrożenia wojną). Jeśli ktoś chce rządzić, to powinien szanować tę zasadę. Jeśli nie ma się pomysłów na radzenie sobie z problemami, to nie powinno się pchać do władzy.

Tak czy siak, muszę trzymać kciuki za ministra Marka Belkę. Bo jeśli nie "dopnie" budżetu, to możemy mieć o wiele większe problemy niż apetyt fiskusa na jedną piątą naszych odsetek. A ze wzrostów na giełdzie, na których długoterminowe podtrzymanie jest teraz duża szansa, będą nici. Szkoda by było.

PS.

- Pan mi poleci jakiś bank za granicą, gdzie można ulokować 15 milionów złotych. Bo przecież z tym podatkiem Belki to nie ma po co tutaj zostawiać pieniędzy - prosił w zimny sobotni poranek sympatyczny znajomy, właściciel kiosku i kolektury lotto. Nie wygraliśmy: ani on, ani ja. Ale problem pozostaje.

Łukasz Kwiecień

PARKIET

[email protected]

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów