Na początek wzrost gospodarczy. Otóż w 2011 r., w porównaniu z 2003 r. (rok poprzedzający akcesję) PKB naszego kraju zwiększył się o 43,5 proc., podczas gdy wszystkich krajów członkowskich o 10,9 proc. Tylko jedno państwo, a mianowicie Słowacja, przewyższyła nas nieznacznie pod względem dynamiki rozwoju (skumulowany wzrost PKB wyniósł tam 45,2 proc.). Lokaty od trzeciej do?piątej zajęły kolejno: Bułgaria, Rumunia i Czechy, uzyskując wzrost oscylujący wokół 30?proc. Najbardziej w tyle została Grecja ze wzrostem tylko 0,7 proc. oraz Włochy (1,9 proc.) i Portugalia (2,9 proc.).
Dynamikę naszej gospodarki wspierała wysoka absorpcja funduszy europejskich. Od 1?maja 2004 r., tj. daty wejścia do UE, do końca I kwartału br., pozyskaliśmy z tych funduszy netto (m.in. po odliczeniu wpłat z tytułu składki członkowskiej) ponad 40 mld euro, tj. około 160 mld zł. Dzięki temu tempo wzrostu PKB, np. w 2011 r. mogło być wyższe niż bez tych kwot o około 0,6–0,8 pkt proc.
Różnica w dynamice rozwoju umożliwiła znaczne zmniejszenie dystansu dzielącego nas od innych krajów ugrupowania. O ile w 2003 r. wartość PKB, przypadająca na mieszkańca, liczona siłą nabywczą, wynosiła w Polsce 48,9 proc. średniej UE-27, to w 2011 r. 64,4 proc., a więc zmalała o 15,5 pkt proc. Najbardziej dystans skróciliśmy do Irlandii (o ponad 30 pkt proc.), a także Włoch, Wielkiej Brytanii i Grecji (o 25–28 pkt proc.).
Istotną pozytywną zmianą w gospodarce jest także coraz wyższy, szybko zwiększający się stopień otwarcia naszego kraju, mierzony udziałem obrotów handlowych z zagranicą w PKB. Po względem eksportu udział ten, według danych Eurostatu, wzrósł z 33,3 proc. w 2003 r. do 44,7 proc. w 2011 r., a importu odpowiednio z 36?do 46 proc. W tym czasie we wszystkich krajach unijnych relacja ta w eksporcie i imporcie poprawiła się o 9 pkt proc. Nie jesteśmy co prawda jeszcze krajem eksporterów, ale do przełamania bariery pięćdziesięcioprocentowego udziału eksportu w PKB pozostaje nam niewiele, a za nami są już m.in. Francja, Włochy, Hiszpania, Wielka Brytania i Finlandia.
Warto także przyjrzeć się naszym płacom. Wbrew powszechnej opinii, ostatnie dane statystyczne pozytywnie pod tym względem zaskakują. Na podstawie informacji Komisji Europejskiej można wyliczyć, że w 2011 r., w gospodarce narodowej wynagrodzenia, w przeliczeniu na euro (według parytetu siły nabywczej), wyniosły miesięcznie w Polsce około 1300 euro (nominalnie 800 euro), a ich wzrost w ostatnich latach był znacznie wyższy niż w krajach „starej" Unii. Potwierdzają to też dane GUS, według których w ciągu minionych ośmiu lat realne wynagrodzenia zwiększyły się u nas o około 25 proc.