Pierwszy filar ugina się pod ciężarem problemów demograficznych (a sytuacja będzie się drastycznie pogarszać z roku na rok), drugi filar zaś został niemal zmarginalizowany na skutek ubiegłorocznego zmniejszenia składki z 7,3 proc. do 2,3 proc. wynagrodzenia brutto. Na dodatek w dalszym ciągu, i to pomimo upływu 13 lat od startu reformy emerytalnej, nie ma żadnych regulacji dotyczących wypłaty świadczeń drugofilarowych, więc tak naprawdę nie wiadomo, jakie będą dalsze losy kapitałowej części systemu.
Dziś, po tym jak napięcie związane z sejmowymi decyzjami o przedłużeniu i zrównaniu wieku emerytalnego zaczyna powoli opadać, przesłanie emerytalne do Polaków jest jasne: kto tylko może, powinien dodatkowo oszczędzać, gdyż tylko w ten sposób będzie w stanie uniknąć lub przynajmniej nieco zmniejszyć skutki zderzenia z bolesną emerytalną rzeczywistością, która nas z pewnością czeka. Obywatele powoli zaczynają zdawać sobie sprawę, że zdanie profesora Marka Góry: „Z systemu emerytalnego otrzymamy tyle, ile do niego wpłaciliśmy plus należny procent", nie jest jedynie cytatem naukowca, ale jest ekonomiczną prawdą. Mała składka oznacza małą emeryturę, większa składka oznacza trochę większą emeryturę, a brak składki... to nie problem systemu emerytalnego, a systemu opieki społecznej, z którego dobrodziejstw z pewnością nikt z nas raczej nie chciałby skorzystać.
Nie ma alternatywy dla indywidualnych działań, gdyż dane demograficzne są nieubłagane. Jeszcze w 1990 r. średnia długość życia kobiet po przejściu na emeryturę wynosiła 19,96 roku, a mężczyzn 12,42. 20 lat później, czyli w 2010 r., było to już 23,47 i 15,06. Jednocześnie według prognoz w 2040 r. ten parametr wyniesie 25,49 i 17,27. Powyższe oznacza, że stopa zastąpienia, czyli relacja emerytury do pensji, spadnie z obecnych 70 proc. do nie więcej niż 40 proc. Pytanie do przyszłego emeryta jest więc proste: czy 40 proc. twoich (czyich? twoich!) dochodów pokryje 100 proc. twoich potrzeb? I każdy z ręką na sercu powinien je sobie zadać i oczywiście na nie odpowiedzieć.
I nie w trosce o budżet państwa, a o budżet swój i swojej rodziny.
Dodatkowym zagrożeniem dla naszych przyszłych emerytur jest brak płynności systemu emerytalnego. Z 19,52 proc. składki emerytalnej, aż 17,22 proc. trafia do ZUS, czyli jest przekazywane na potrzeby bieżącej wypłaty świadczeń. Zaledwie 2,30 proc. (czyli niecałe 12?proc. składki!) jest gromadzone w OFE, czyli ma pokrycie w realnych papierach wartościowych. Skoro zatem 88 proc. mojej emerytury nie ma dziś pokrycia, to wniosek nasuwa się?sam – wysokość przyszłej emerytury będzie zależeć przede wszystkim od wysokości oszczędności zgromadzonych w III filarze! Niestety, Polacy zdają się tym niewiele przejmować. Na pytanie „Czy oszczędza pan (i) na emeryturę" zadane przez Pentor w listopadzie 2011 r., aż 80 proc. odpowiedziało, że nie, a zaledwie 14 proc., że tak (martwi trochę parametr 6?proc. osób, które odpowiedziały: „nie wiem/trudno powiedzieć"). I marnym pocieszeniem jest fakt, że rok wcześniej parametry wynosiły 86 proc. i 11?proc. (oraz 3 proc.). Proporcje powinny być przecież dokładnie odwrotne.