Tymczasem prezes EBC podał tylko kilka ogólników i powiedział, że prace nad tymi rozwiązaniami będą prowadzone w kolejnych tygodniach. Podkreślił jednocześnie, że główny ciężar walki z kryzysem nadal leży po stronie narodowych rządów strefy euro?i to od nich powinna wyjść inicjatywa (tj. uruchomienie EFSF/ESM).
Nie kwestionuję, że faktycznie od przywódców państw eurolandu należy w pierwszej kolejności wymagać zdecydowanych działań w celu ustabilizowania sytuacji. Przeniesienie całego – lub większości – ciężaru na EBC nie jest dobrym rozwiązaniem, choćby z powodu generowania pokusy nadużycia w przyszłości. Jeśli teraz bank centralny sam wziąłby na swoje barki stabilizowanie rynków finansowych, to mogłoby to potencjalnie zmniejszyć determinację państw do kontroli i odpowiedzialności za swoją sytuację w przyszłości. Dlatego jednym z przekazów konferencji jest sugestia, że EBC nie chce być pierwszym i jedynym, który będzie podejmował interwencję na rynku.
Moją uwagę zwróciło natomiast coś innego. Otóż pod koniec konferencji prasowej padło pytanie o to, czy aby moment zadeklarowania zrobienia wszystkiego, by uratować strefę euro, nie został wybrany zbyt pochopnie. Rozbudziło to bowiem oczekiwania rynku na konkretne działania (np. reaktywacja SMP, nadanie licencji bankowej ESM), a tymczasem okazuje się, że nie są one przygotowane. Mario Draghi w odpowiedzi na to pytanie powiedział, jak gdyby nigdy nic, że przecież w jego wypowiedzi na tydzień przed posiedzeniem nie padło ani jedno słowo na temat programu skupu obligacji. Dodał jednocześnie, że rynek wcale nie zinterpretował źle jego słów, tylko zaczął wyceniać to, co dopiero będzie ich skutkiem.
Takie tłumaczenie osoby na takim stanowisku mnie nie przekonuje. Nie od dziś wiadomo, że rynki – zwłaszcza w tak trudnym okresie jak kryzys zadłużeniowy strefy euro – reagują przesadnie nawet na nieoficjalne i niepotwierdzone informacje, plotki. Nie od roku czy od dwóch inwestorzy wyceniają z wyprzedzeniem ziszczenie się konkretnych zdarzeń – taka jest natura rynku. Oficjalna wypowiedź prezesa EBC – czyli instytucji, w której nie tylko inwestorzy, ale i wielu przywódców strefy euro jawnie pokłada duże nadzieje w pomocy rozwiązania bieżących problemów – nie mogła wywołać innej reakcji, niż wycenianie zdecydowanych działań banku centralnego. Dziwi mnie więc zdziwienie Mario Draghiego w sprawie wzrostu nadziei na szybkie podjęcie działań przez EBC.
Być może Draghi chciał zagrać va banque z innymi członkami zarządu EBC. Swoją odważną wypowiedzią i rozbudzeniem nadziei rynku chciał wywrzeć na nich presję podjęcia konkretnych decyzji już na ostatnim posiedzeniu. To się nie udało i zamiast powrotu optymizmu nastąpił wzrost niepewności na globalnym rynku. Pozostaje mieć nadzieję, że ostatnie wydarzenia powstrzymają prezesa EBC przed kolejnymi takimi wypowiedziami, jeśli nie będzie on pewien, że obietnica za nimi stojąca zostanie zrealizowana.