Coraz częściej do głosu dochodzą pesymiści, którzy wieszczą w Polsce recesję na  początku przyszłego roku. Wariantu, w którym tempo wzrostu PKB będzie rzeczywiście ujemne w I i/lub II kwartale 2013 roku, całkowicie wykluczyć oczywiście nie można, ale prawdopodobieństwo takiego niekorzystnego rozwoju wypadków jest bardzo małe.

Według opublikowanej pod koniec października prognozy makroekonomicznej Instytutu Badań nad Gospodarką?Rynkową, recesja nam nie grozi, ale czekają nas jeszcze trzy kwartały coraz wolniejszego wzrostu. Według szacunków IBnGR w III kwartale tempo wzrostu PKB wyniosło 1,9 proc., a więc było o 0,4 pkt procentowego mniejsze niż w II kwartale. Tym samym III kwartał był trzecim z rzędu, w którym polska gospodarka hamowała. Scenariusz prezentowany przez IBnGR zakłada, że tak będzie do II kwartału przyszłego roku, kiedy to tempo wzrostu osiągnie minimum na poziomie 1,4 proc. Potem powinno nastąpić odwrócenie tendencji i wzrost zacznie przyspieszać – w III kwartale wyniesie 2,1 proc., a w IV 2,5 proc. W efekcie w 2013 roku polska gospodarka urośnie o 2 proc. (wobec wzrostu w roku 2012 o 2,4 proc.).

Taki scenariusz oznacza, że choć nie wpadniemy w recesję, to musimy się na jakiś czas przyzwyczaić do funkcjonowania w warunkach powolnego wzrostu i związanych z tym konsekwencji. A konsekwencje te będą widoczne chociażby na rynku pracy w postaci rosnącego bezrobocia. W ocenie?Instytutu, stopa bezrobocia?będzie wyższa, niż zakłada?rząd i wyniesie na koniec tego roku 13,3 proc., a na koniec przyszłego roku 13,6 proc. Oznacza to, że cały przyszły rok będzie stał pod znakiem pogarszającej się sytuacji na rynku?pracy, czego wyrazem będzie nie tylko coraz większa liczba osób bez pracy, ale także wolny wzrost wynagrodzeń. Rynek pracy w najbliższym czasie będzie pozostawał bowiem „rynkiem pracodawcy", a zatem pracownicy muszą się liczyć z małą skłonnością pracodawców do podnoszenia wynagrodzeń.

Rosnące bezrobocie i wolny wzrost płac będą tworzyły w nadchodzących kwartałach barierę popytową w naszej gospodarce. Dlatego nie możemy liczyć na silny impuls wzrostowy konsumpcji prywatnej, która w tym roku zwiększy się o 1,4 procent. Sytuację dodatkowo pogarszają utrzymujące się złe nastroje konsumenckie, które obecnie, według badań IPSOS, są najgorsze od początku 2009 roku, kiedy to mieliśmy do czynienia ze swoistą paniką związaną ze światowym kryzysem gospodarczym.

Jeśli wzrost gospodarczy, co jest bardzo prawdopodobne, będzie się utrzymywał w najbliższych kwartałach w przedziale 1–2 proc., to niemal pewne jest, że nastroje nadal będą?się pogarszać, a to nie będzie?sprzyjać podejmowaniu większych wydatków. Podobny?mechanizm będzie działał w firmach, gdzie także nastroje?są pesymistyczne, ograniczając wydatki inwestycyjne.?Dobrą wiadomością z perspektywy kształtowania się popytu jest natomiast duże prawdopodobieństwo spadku inflacji, która powinna na trwałe powrócić do korytarza dopuszczalnych wahań wokół celu inflacyjnego banku centralnego. Należy się także spodziewać w najbliższej przyszłości stopniowego – właśnie rozpoczętego – łagodzenia polityki pieniężnej, co będzie sprzyjało finansowaniu zakupów konsumpcyjnych i inwestycyjnych na kredyt.