Chiny zdają się obecnie w opinii wielu uczestników rynku wypełniać czarny scenariusz kreślony przez wielu ekonomistów w ostatnich latach. Załamanie, które dotknęło giełdę w Szanghaju, było jednak bardzo zaskakujące dla inwestorów. Trudno wskazać jeden czynnik, który doprowadził do zatrzymania trwającej od ponad roku hossy, która podwoiła wartość indeksu, jednak trwająca obecnie korekta przyniosła już spadek o ponad 25 proc. i wcale nie wydaje się zmierzać do końca. Dodatkowym problemem w dłuższej perspektywie mogą okazać się regulacje wprowadzone nad rynkiem kapitałowym przez chiński nadzór, które z pewnością odstraszą wielu potencjalnych inwestorów. Ale nie ma jeszcze powodów do paniki.
Indeks giełdy w Szanghaju tracił wyraźnie na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy, jednak niepokojące zjawiska pojawiły się zdecydowanie wcześniej. Obawy dotyczące sytuacji w Chinach budzi kwestia, na ile przechodzenie od gospodarki nastawionej na eksport w stronę popytu wewnętrznego i budowania zamożności klasy średniej, okaże się skuteczne i czy w ramach przebiegu tego procesu nie pojawią się żadne zakłócenia natury gospodarczej, czy też politycznej. Chiny, gdzie realny wzrost wynagrodzeń wynosił w 2013 r. powyżej 7 proc., odpowiadają za prawie połowę wzrostu płac w skali świata w ostatnich latach i w bardzo wydatny sposób udaje się im podnosić stopę życiową obywateli.
Drugą bardzo poważną kwestią, która budzi obawy inwestorów z całego świata, jest rynek nieruchomości, gdzie od wielu kwartałów widzimy wyraźne spadki cen, które mogą przerodzić się podobnie jak w przypadku rynku giełdowego w niekontrolowane załamanie. Problemem jest w tym wypadku także fakt, że inwestycje prywatne w sektorze deweloperskim będą musiały być obecnie zastępowane przez jeszcze bardziej agresywną politykę fiskalną. Głównie oczywiście w postaci inwestycji infrastrukturalnych, aby nie doprowadzić do załamania w branży budowlanej. Skala przeinwestowania w tym sektorze jest bardzo duża, gdyż mówi się obecnie o wykorzystaniu mocy produkcyjnych w skali jedynie nieznacznie powyżej 70 proc.
Podejście fundamentalne może jednak nie przynieść zamierzonych efektów w obecnej sytuacji, gdyż to, co widzimy w Chinach, w warstwie regulacyjnej odbiega od wszystkiego co znamy z rynków rozwiniętych. Programy luzowania ilościowego, które prowadziły Bank Japonii, Fed czy obecnie EBC w zdecydowanie bardziej subtelny sposób wpływały na rynek zwiększając ceny aktywów. W Chinach działania podejmowane są w zupełnie inny sposób. Celem samym w sobie chińskich decydentów wydaje się niedopuszczenie do pogłębienia spadków na giełdach, a nie dbanie o generalną kondycję gospodarki. Jest to oczywiście związane z bardzo znaczącym stopniem kredytowania pod zastaw akcji, które rozpowszechniło się zarówno wśród inwestorów indywidualnych, jak i notowanych na parkietach w Szanghaju i Shenzen spółek. Specyfiką chińską jest także fakt, że około 80 proc. akcji jest w posiadaniu inwestorów indywidualnych, a udział kapitału zagranicznego pozostaje ciągle ograniczony. Dlatego też , aby zapobiec ewentualnemu negatywnemu wpływowi na przyszłą wielkość konsumpcji, w Chinach zdecydowano się przeznaczyć według medialnych doniesień blisko 500 mld USD na ewentualne zakupy na rynku giełdowym, wprowadzono zakaz zbywania akcji przez udziałowców posiadających ponad 5 proc. kapitału spółek oraz przez tzw. insiderów. Dodatkowo w szczytowym momencie kryzysu zawieszono handel papierami około połowy spółek, a także zobowiązano przedsiębiorstwa z sektora finansowego do zwiększenia udziału akcji w kapitałach własnych.
Jak pokazała nam poniedziałkowa sesja, gdy na giełdzie w Szanghaju zobaczyliśmy największy spadek o ponad 8 proc., na razie działania chińskiego nadzoru finansowego oraz Banku Chin nie okazały się w pełni skuteczne. Próby sterowania rynkiem, które widzimy obecnie w Chinach, praktycznie wszędzie indziej na świecie mogłyby zakończyć się kompletną katastrofą. Chiny mają wiele narzędzi - chociażby po stronie polityki monetarnej, gdyż stopa depozytowa wynosi obecnie 2 proc. Także perspektywy inwestycji wydają się poprawiać wraz z powołaniem do życia Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, w którym Chiny będą głównym udziałowcem po wpłaceniu 40 mld USD kapitału. Także szerokie instrumentarium w rękach rządzących daje nadzieję na powodzenie w zapobieżeniu dalszym spadkom.