„Metalowa” hossa samochodowa

Narastająca moda na samochody elektryczne sprawiła, że stale rośnie popyt na lit i kobalt.

Publikacja: 15.03.2017 05:00

„Metalowa” hossa samochodowa

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

O ile zeszły rok na rynku metali należał do litu, o tyle ten zapowiada się pod znakiem kobaltu. Nieco w cieniu tych dwóch metali jest ołów.

Lit, kobalt i ołów mają wspólny mianownik. Są nim samochody. Lit i kobalt wykorzystywane są w bateriach samochodów elektrycznych, zaś ołów w akumulatorach klasycznych aut spalinowych. Narastająca moda na samochody elektryczne sprawiła, że stale rośnie popyt na lit i kobalt. Z kolei zapotrzebowanie na ołów zwiększa się, bo coraz więcej samochodów ma systemy stop-start – włączają i wyłączają silnik podczas krótkich postojów (np. na światłach).

Z tej trójki metali na pierwszy ogień poszły ceny litu. Między 2015 r. a 2016 r. średnia cena wzrosła o ponad 100 proc., a w ub.r. były chwile, gdy na rynku chińskim cena metalu w transakcjach natychmiastowych była ponad trzy razy wyższa niż średnia z 2015 r. Za wzrost cen litu odpowiada systematycznie rosnący popyt. Między 2010 r. a 2016 r. wzrósł on o ponad 100 proc. Oczekuje się, że między 2016 r. a 2025 r. zwiększy się o ponad 150 proc. Popyt jest na razie zaspokajany przez bieżącą produkcję, ale nie ma pewności, czy podaż metalu z istniejących, budowanych i planowanych kopalń będzie go w stanie zaspokoić za siedem–dziesięć lat.

Końcówka ubiegłego roku i pierwsze miesiące tego nie należą już do litu, ale do kobaltu. I ten metal wykorzystywany jest w bateriach napędzających elektryczne samochody, a popyt producentów baterii odpowiada obecnie za mniej więcej połowę światowego zużycia kobaltu. Tu skok cen jest zdecydowanie wyższy niż w przypadku litu. Zdecydowany wzrost zaczął się w połowie ub.r., gdy cena tony w transakcjach natychmiastowych zbliżała się do 25 tys. dolarów. W końcu roku wynosiła 33 tys. dolarów, a w początku marca już 51 tys. dolarów za tonę.

Ceny kobaltu napędzają zakupy funduszy inwestycyjnych i chińskich firm. Według „Financial Timesa" fundusze kupiły i zmagazynowały około 6 tys. ton metalu, co odpowiada około 17 proc. jego światowej produkcji w 2016 r. Analitycy nie wykluczają, że już w tym roku popyt na kobalt przekroczy podaż, a dziura wyniesie około 900 ton. W najbliższych pięciu latach zaś oczekiwany jest wzrost popytu na kobalt średnio o 20 proc. rocznie.

Uzasadniana wątkiem motoryzacyjnym historia wzrostu cen ołowiu – 85 proc. jego zużycia przypada na produkcję akumulatorów, głównie do samochodów – jest mniej spektakularna niż w przypadku litu czy kobaltu, ale i tak robi wrażenie. Od stycznia 2016 r. do początku marca 2017 r. tona metalu zdrożała o blisko 40 proc., a w szczycie tej fali wzrostowej – w listopadzie 2016 r. – cena przekraczała 2500 dolarów.

Ołów drożeje, bo coraz więcej samochodów korzysta z systemów stop-start. A takie baterie – w przypadku samochodów takich jak Volkswagen Golf czy Ford Fiesta – zużywają o około 28 proc. tego metalu więcej niż zwykłe akumulatory. Dziś technologia stosowana jest w 35 mln samochodów, co stanowi około 40 proc. ubiegłorocznej sprzedaży aut szacowanej przez analityków Morgana Stanleya na 89 mln sztuk.

Technologia jest stosowana w większości nowych samochodów sprzedawanych w Europie i Japonii i w co dziesiątym aucie sprzedawanym w USA. Z racji tego, że jest efektywnym sposobem na zmniejszanie zanieczyszczeń powietrza przez samochody, spodziewany jest wzrost tego odsetka (eksperci nie wykluczają, że już w 2020 r. wszystkie nowe samochody sprzedawane w Europie i Japonii będą ją stosowały), a tym samym wzrost popytu na dostosowane do niej baterie. Johnson Controls, jeden z producentów akumulatorów, szacuje, że w 2020 r. wyprodukuje 50 mln baterii dostosowanych do systemów stop-start, podczas gdy w ub.r. dostarczył ich 17 mln sztuk.

Dziś produkcja litu jest domeną czterech firm: chilijskiego Sociedad Química y Minera de Chile (SQM), amerykańskich Albemarle i FMC Lithium oraz australijskiego Talison. Tę ostatnią kontrolują Albemarle i chińska Tianqi Lithium. Akcje SQM kupował kanadyjski koncern Potash Corporation of Saskatchewan i kontroluje 32 proc. kapitału chilijskiej spółki. Jeśli planuje kolejne zakupy, to będzie musiał ogłosić wezwanie na wszystkie pozostałe akcje.

W produkcji kobaltu liczą się m.in. Freeport McMoRan, Umicore, Glencore i Sumitomo Metal Mining. Główni producenci ołowiu to Ecobat Technologies, Korea Zinc i Glencore. I to te firmy zarabiają na wzroście cen.

Beneficjentem wyższych cen ołowiu może być też KGHM, który produkuje około 30 tys. ton tego metalu rocznie. Miedziowy koncern od kilkunastu lat mówi też o produkcji kobaltu. Chciał po niego sięgnąć podczas niesławnej inwestycji w Kimpe w Kongo. Cały czas szuka sposobu na odzyskanie go z rud miedzi. W raportach udostępnianych przez spółkę nie było i nie ma natomiast słowa o licie, który będzie niezbędny, jeśli – tak jak zakłada rząd – ruszy produkcja polskich samochodów elektrycznych.

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów