Statystyka, gender i parytet absolutny

100 proc. członków rad nadzorczych, przynajmniej w spółkach notowanych na GPW, powinno reprezentować wysokie kwalifikacje i doświadczenie. To cechy ważniejsze niż płeć.

Publikacja: 31.03.2017 06:00

Andrzej S. Nartowski, ekspert corporate governance

Andrzej S. Nartowski, ekspert corporate governance

Foto: Fotorzepa/Małgorzata Pstrągowska

Znam sposób prowadzący do zwiększenia efektywności polskich rad nadzorczych, ich kompetencji i różnorodności, a także, przy okazji, do zwiększania liczby kobiet w radach. Temat jest bardzo na czasie. Obecnie najgorętszym zagadnieniem związanym z corporate governance jest w świecie anglosaskim udział kobiet w radach dyrektorów. Dyskusje na ten temat są bardzo emocjonalne. Wyróżniam w nich dwa nurty. Pierwszy to statystyka: twarde dane mające wykazać, że udział kobiet w radach zwiększa się nazbyt powoli, co odsuwa perspektywę osiągnięcia pożądanego parytetu płci w nieokreśloną przyszłość. Drugi to wytykanie i zawstydzanie spółek (ang. naming & shaming), które w swojej radzie dyrektorów kobiet w ogóle nie mają.

Ktoś wyliczył, że w radach spółek badanej próby kobietom przypada zaledwie 20,2 proc. miejsc. Ktoś wyliczył, w obliczu obecnego tempa przyrostu kobiet w radach parytet 50:50 zostanie osiągnięty za kilkadziesiąt bądź nawet sto lat. W spółkach z indeksu Russel 3000, przy zachowaniu obecnego tempa przyrostu liczby kobiet w radach, równowaga zostałaby osiągnięta około roku 2055: do tej pory uzyskało ją zaledwie 21 spółek, natomiast 738 nie ma jeszcze kobiet w składzie rady. Nawet prestiżowy indeks Fortune 500 liczy 19 takich spółek.

Lecz spółki, które nie mają piastunek, zaczynają się z tego tłumaczyć i przed opinią publiczną, i przed inwestorami. Serwisy informacyjne rozpowszechniają depesze o powołaniu kobiety do rady kolejnej spółki. Akademicy i firmy konsultingowe ogłaszają wnikliwe analizy korzyści płynących z bogactwa różnorodności w radzie dyrektorów. Najnowsze badania PwC wskazują wiarygodnie, że spółki mające znaczący i trwały udział kobiet w radzie osiągają lepsze wyniki pod kątem zwrotu z kapitału. Co więcej: w owych spółkach rzadziej dochodzi do przypadków korupcji. Podobno niektóre fundusze rozglądają się za możliwościami inwestowania w spółki prowadzone przez kobiety lub z ich poważnym udziałem.

Wyrażane są jednak obawy, że na przeszkodzie zwiększaniu udziału kobiet w radach dyrektorów stoi brak odpowiednich kandydatek. Oraz że odpowiednie kandydatki bywają powoływane do kilku rad dyrektorów, w następstwie czego mogą one stać się ornamentariuszkami (termin własny, nieprzekładalny, ukuty na wzór akcjonariuszek i interesariuszek).

Łatwiej osiągnąć zgodę w kwestii pożytku z parytetu kobiet w radach, niż uzgodnić konkretny parytet. Ponad 40 proc. respondentów biorących udział w badaniach w USA postuluje udział kobiet w radach w wysokości 41–50 proc. Mniej więcej tyle samo ankietowanych opowiada się za parytetem w przedziale 21–40 proc. Wypowiadając się, od kilkunastu lat, intensywnie i emocjonalnie, na rzecz potrzeby zwiększania udziału kobiet w radach, zwłaszcza w radach nadzorczych polskich spółek, nie wyrażam entuzjazmu dla parytetu. Jakiż miałby on być? Udział kobiet w naszym społeczeństwie jest przecież wyższy niż mężczyzn, więc może ustanowić ów parytet na pułapie 52 proc? A może 60 proc., ponieważ chyba taki jest udział kobiet wśród osób mających wykształcenie?

W tej sprawie statystyka nie jest skutecznym orężem. Parytety, niestety, też nie. Są kwestie ważniejsze od tego, czy mamy w radach nadzorczych 20 proc., czy 40 proc kobiet. W polskich realiach jedynym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie parytetu absolutnego: 100 proc. – i nic mniej. Otóż 100 proc. członków rad nadzorczych, przynajmniej w spółkach notowanych na GPW, powinno – zgodnie z przyjętymi przez Giełdę dobrymi praktykami – reprezentować wysokie kwalifikacje i doświadczenie. To aspekty ważniejsze niż płeć. Gdyby te wymogi stosowano, udział kobiet w radach nadzorczych wzrósłby znacznie.

Kładąc nacisk na wspomniane cechy, łatwiej byłoby osiągnąć pożądaną wszechstronność i różnorodność rad nadzorczych. Dotyczy to w szczególności spółek z udziałem Skarbu Państwa, gdzie rządzi polityka, partyjniactwo; kwalifikacje i doświadczenie nie są należycie brane pod uwagę, a różnorodność nie jest pożądana. Pora przystąpić do wytykania i zawstydzania spółek, w których rady nadzorcze obsadzone są wyłącznie mężczyznami. Niestety, dotknie to w pierwszej kolejności Giełdę Papierów Wartościowych. Chyba, co nawet możliwe, że skład Rady Giełdy ulegnie zmianom, jeszcze zanim ten tekst ukaże się drukiem...

www.andrzejnartowski.pl

Felietony
Droga do różnorodności
Felietony
Atrakcyjność inwestycyjna krajów azjatyckich
Felietony
Dlaczego łańcuchy dostaw mogą być zmorą dyrektora finansowego?
Felietony
Obowiązek, moda czy nowy język biznesu?
Felietony
Polska jedną z najbardziej atrakcyjnych
Felietony
Nowe szaty agencji ratingowych ESG