Wzrost inflacji obserwowany w skali globalnej na przełomie 2016 i 2017 r. spowodował istotną zmianę postrzegania sytuacji w kwestii przyszłości polityki pieniężnej największych banków centralnych świata. Niewzruszony pozostał NBP, a mimo to złoty wyraźnie umocnił się wobec euro i dolara. Czy ma szanse utrzymać zyski?
W Stanach Zjednoczonych Rezerwa Federalna już w marcu po raz kolejny podniosła stopy procentowe, choć akurat zachowanie wskaźników cen (względnie stabilne) nie było bezpośrednią przyczyną tej decyzji. Rynek zaczął jednak uwzględniać scenariusz nawet czterech podwyżek w 2017 r.
Dużo bardziej wrażliwy na wahania inflacji Europejski Bank Centralny, po wzroście dynamiki cen do najwyższego poziomu od czterech lat (2 proc.), a więc powyżej celu określonego jako „blisko, ale poniżej 2 proc.", zareagował na razie spokojnie. W komunikacie po posiedzeniu, które odbyło się 8 marca, pojawiły się elementy wskazujące na stopniowe wycofywanie kryzysowej retoryki. Bank odnotował ustępowanie zagrożeń deflacyjnych, wzrost oczekiwań inflacyjnych, poprawę dostępności finansowania, a także umocnienie konsumpcji. Spodziewa się stopniowego zmniejszania słabości rynku pracy oraz przyspieszenia dynamiki wynagrodzeń, które są kluczowe dla perspektyw inflacji.
Z komunikatu zniknęło stwierdzenie o zastosowaniu wszelkich dostępnych środków, by przywrócić inflację do celu. Zapowiedział zakończenie aukcji tanich pożyczek dla banków (TLTRO), rozpoczął debatę nad usunięciem z przekazu (guidance) stwierdzenia o obowiązywaniu w przyszłości (obecnych lub niższych) stóp procentowych.
To w zasadzie wystarczyło, by euro zyskało na przestrzeni kolejnych kilku tygodni 3 proc. w relacji do dolara, a rynek zwiększył prawdopodobieństwo podwyżki stopy depozytowej, znajdującej się obecnie na poziomie -0,4 proc., do 50 proc. przed końcem roku. Próbując powstrzymać niekorzystny obrót wydarzeń, pod koniec marca EBC zaczął sugerować, że rynek źle zinterpretował zmianę retoryki.