Po ponad miesiącu od giełdowego debiutu Snapa można powiedzieć, że inwestorzy znów gotowi są ponosić ryzyko posiadania w portfelu akcji agresywnie wycenianej i przynoszącej straty spółki internetowej. Co więcej, te pierwsze kilka tygodni notowań Snapa pokazuje, że cena akcji nie musi spaść poniżej emisyjnej.
Snap bez wątpienia przetarł szlak dla planujących publiczną ofertę jednorożców, czyli startupów wycenianych na co najmniej miliard dolarów. W marcowym IPO wycena spółki była wyższa niż ostatnia prywatna wycena i nie sprawdziły się przewidywania, że po debiucie kurs – jak to miało miejsce w przypadku np. Facebooka – szybko spadnie poniżej ceny emisyjnej.
Otwarcie rynku IPO dla jednorożców jest niezmiernie ważne dla funduszy, które w te spółki zainwestowały w prywatnych ofertach. Pozwoli im bowiem uwolnić zainwestowane niemałe, bo sięgające dziesiątków miliardów dolarów, pieniądze. Wesprze też zapewne apetyt na przejmowanie firm technologicznych przez konkurujące z nimi lub potrzebujące ich technologii korporacje.
W marcu, po debiucie Snapa ofertę przeprowadził kolejny jednorożec – MuleSoft, producent oprogramowania dla przedsiębiorstw, które pozwala na komunikację i wymianę danych między aplikacjami – a w kolejce do IPO ustawiły się dwa kolejne: zajmująca się usługami identyfikacji Okta oraz oferująca usługi chmury obliczeniowej Cloudera.
MuleSoft na rynku prywatnym, gdzie uzyskał blisko 260 mln dolarów finansowania, wyceniany był na 1,5 mld dolarów. W IPO pozyskał 221 mln dolarów przy wycenie na poziomie 2,1 mld dolarów, a na koniec pierwszego dnia notowań cena jego akcji była o 40 proc. wyższa niż w IPO.