W ubiegłym tygodniu Elon Musk poinformował o wejściu swojej spółki motoryzacyjnej w nowy segment rynku. Skala reakcji inwestorów na tę wiadomość pozwala stwierdzić, że mieliśmy do czynienia z informacją poufną. Nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie fakt, że informacją tą podzielił się na Twitterze. I tu pojawiają się dwa pytania: czy miał prawo to zrobić i czy inwestorzy mieli prawo na to zareagować?
W USA kwestia kanału dystrybucji informacji przez spółki została kilka lat temu przedefiniowana przez amerykańskiego nadzorcę (SEC). Stało się to w wyniku sporu o informację poufną dotyczącą spółki Netflix, którą to informację – czy to w wyniku nieuwagi, czy dla prowokacji intelektualnej – prezes był uprzejmy udostępnić inwestorom za pośrednictwem swego bloga. Jakiś czas temu pisałem o tym na łamach „Parkietu", więc w tym tekście jedynie krótko podsumuję: SEC wszczęła postępowanie, gdyż uważała, iż taka informacja powinna być przekazywana inwestorom za pośrednictwem ichniejszego ESPI, ale spółka udowodniła, że blog prezesa jest lepszą formą komunikacji z inwestorami.
Mając na względzie powyższe, możemy zdecydowanie pozytywnie odpowiedzieć na postawione we wstępie pytania. Tak, w USA można się komunikować poza oficjalnymi kanałami dystrybucji informacji, o ile są one powszechnie dostępne i o ile inwestorzy wiedzą, którym z tych „nieoficjalnych" kanałów posługuje się dana spółka. Innymi słowy, jeśli z polityki informacyjnej spółki wynika, że ważne informacje przekazywane są przez konto prezesa na Twitterze, to wszystko odbywa się zgodnie z zasadami sztuki. A inwestorzy jak najbardziej mogą i powinni na takie tweety reagować, bo to jest w tym przypadku najszybsza forma dotarcia do informacji.
Skoro wiemy, jak jest w USA, to warto się zastanowić, jak jest i jak będzie u nas. Na naszym rynku obecnie panuje pogląd, że jedynym kanałem, jakim spółka może komunikować informacje poufne, jest system ESPI. Czy w takim razie u nas Twitter jest gorszego sortu? Czy może mamy mniej wyrafinowanych intelektualnie prezesów lub inwestorów? Aby odpowiedzieć na te pytania, musimy najpierw odnieść się do historii komunikacji spółek z inwestorami w Polsce.
Otóż system Emitent (poprzednik ESPI), kiedy powstał (a było to w 1995 roku), był bardzo zaawansowanym i nowatorskim rozwiązaniem. Zapewniał bardzo szybki, centralny dostęp do informacji publikowanych przez spółki, co było ewenementem na skalę europejską. Tym bardziej że w owych czasach nie było wielu dostępnych dziś metod komunikacji, a tak naprawdę to nie było nawet jeszcze w Polsce internetu. Ale z czasem rozwój infrastruktury komunikacyjnej dogonił i przegonił Emitenta i w tej sytuacji pojawił się dylemat, czy ścigać się z innymi formami komunikacji, czy z nimi współpracować.