W ciągu dwóch miesięcy dowiedzieliśmy się, że dwie prywatne telewizje mają na pieńku ze skarbówką i przymuszane są do zapłaty fiskalnego „domiaru", mimo że – jak donoszą media – w obu przypadkach spółki posiadały korzystne dla siebie indywidualne interpretacje przepisów. Jakie z takich informacji mogą płynąć wnioski? Na razie tylko jeden, konkretny. Indywidualna interpretacja przepisów przed niczym nie chroni, a może nawet jest zaproszeniem do całkiem „indywidualnego" skontrolowania wnioskodawcy.

Ja jednak nie o tym... Daleki jestem od stawiania hipotezy, że w obu przypadkach polityka zaczyna się przeplatać z instrumentalnym traktowaniem prawa. Na to nie ma dowodów. Nie było żadnej konferencji prasowej pracowników KAS, którzy na planszy zaprezentowaliby powiązania jednej spółki z zagranicznym kapitałem, a drugiej powiązania z krajowym układem. Nie było ogłaszania, że jedna lub druga spółka nigdy żadnego programu nie wyemituje. Ot, po prostu, zwykła koincydencja procesu legislacyjnego dotyczącego abonamentu radiowo-telewizyjnego z typowym postępowaniem sprawdzającym, jakie może losowo spotkać każdy podmiot gospodarczy.

Na horyzoncie pojawiają się jednak wątpliwości. Po pierwsze, jak odczytywać hasła „podatkowe" padające z mównic i trybun. Przecież to rzadkość, że politycy nie krzyczą o walce z przestępczością, biedą, zacofaniem, kryzysem czy wojną, ale przekonują, że główna walka państwa odbywa się na froncie podatkowym. Więc tu przebiega linia największego zagrożenia dla bytu obywateli?

Po drugie, mam wrażenie, że znów zgrzyta między łagodnymi tonami propagandowej przyśpiewki, stanowiącej muzyczny podkład dla haseł o przyjaznej dla podatnika skarbówce, a ministerialną, polityczną „Pieśnią o Nibelungach", adresowaną między starannie ułożonymi rymami oficjalnej propagandy do „podatkowych wrogów" naszego kraju.

Niepodważalnych faktów na razie brak. Surmy bojowe zagrały, podatkowy oręż błyszczy w letnim słońcu, tylko jeszcze nie wiemy, czy to inscenizacja, czy prawdziwa wojna. Jeśli się zacznie na serio, padać zaczną kolejne osłony demokratycznego państwa prawa, bo taka musi być logika tego procesu. A wtedy lepiej się odsunąć, bo zapewne nie obejdzie się bez bolesnych rykoszetów...