„Reforma" OFE przeprowadzona przez poprzednią ekipę polityczną odbywała się pod hasłem oczyszczenia aktywów emerytalnych z obligacji Skarbu Państwa. Nośne społecznie pytanie, teoretycznie retoryczne, „po co inwestować w zadłużenie publiczne, skoro takie samo zadłużenie można uplasować w ZUS?", bez specjalnych objaśnień stało się pierwszym gwoździem do trumny II filara emerytalnego.
Teraz nadszedł drugi etap – likwidacja OFE, lokujących na starość głównie w akcje, i zmiana na fundusze inwestycyjne, które przejmą portfele funduszy emerytalnych. Na tym etapie będziemy jeszcze „szczęśliwymi" posiadaczami przede wszystkim aktywów z GPW, lecz na przyszłość zaprojektowano nam... powrót do tego, z czym w pierwszej reformie podobno chciano walczyć. Nowe, emerytalne fundusze inwestycyjne znów mają kupować obligacje SP.
Proces będzie się w założeniach odbywał w czasie. W uproszczeniu przypomnę, że planowane jest, iż od przyszłego roku, każdego następnego roku, fundusze z II filara emerytalnego będą mogły co roku odchudzać portfel akcji o kolejne 10 proc., rekompensując to odchudzenie papierami „bezpiecznymi", czyli w znacznej części obligacjami. Jakie będą tego konsekwencje? Jeśli na przykład przyjdzie bessa, to okaże się, że akcje będzie trzeba sprzedawać na spadkach, a szansa na ich odkupienie podczas zwyżek przepadnie bezpowrotnie. Gdy na rynek aktywów dających lepsze stopy wzrostu wróci hossa, emerytalne fundusze inwestycyjne, zaprojektowane przez obecną ekipę, będą musiały kupować państwowe papiery dłużne.
Zaprezentowany scenariusz jest bardzo prawdopodobny, bo bessa w następnych latach raczej nastąpi. Wahanie na giełdzie jest nieuchronne, choć linia przecinająca krzywą zwyżek i spadków zawsze lekko idzie w górę. Tymczasem w kolejnej odsłonie „reformy" systemu emerytalnego widać, że już nic nie ma szans pójść w górę...