Nie powinniśmy dać się zwieść narracji o rzekomej dezintegracji UE. Jak najbardziej prowadzone są dalsze działania integracyjne, w tym zwłaszcza w dziedzinie gospodarczej, a szczególnie w strefie euro. Jesteśmy zatem w wyjątkowo trudnej sytuacji, gdyż grozi nam to przegraną niezależnie od naszych przyszłych działań. Tym bardziej zatem powinniśmy się zastanowić, jak w najbliższych latach będzie wyglądać infrastruktura regulacyjna unijnego rynku kapitałowego i czy znajdzie się w niej miejsce dla rynku polskiego.
Problem polega na tym, że jeśli dojdzie do głębszej integracji strefy euro (co jest raczej przesądzone), to Polska w jakiejś perspektywie do niej dołączy lub nie dołączy. Jeśli dołączy, to będziemy musieli przyjąć to, co tam zastaniemy (a jako nieczłonek mamy ograniczone możliwości wpływu). Jeśli natomiast nie dołączymy, to pozostaniemy poza strefą ścisłej integracji, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Logiczne w tej sytuacji wydaje się podjęcie działań mających na celu wypracowanie rozwiązań, które będą dla nas korzystne, jeśli kiedyś dostaniemy się do kręgu ścisłej integracji europejskiej.
Jak pisałem w ubiegłym tygodniu, obecnie najważniejszym projektem integracyjnym jest dokończenie budowy unii gospodarczej i walutowej. Ma on prowadzić do dalszej integracji rynku finansowego, a w tym kapitałowego, w ramach Unii Rynków Kapitałowych (URK). Na sztandarach URK łopocą bardzo atrakcyjne hasła dotyczące ułatwienia finansowania przedsiębiorstw, ale wchodząc w szczegóły, można wyróżnić dwa nowe obszary: integrację nadzoru na poziomie UE (idea ta artykułowana jest coraz bardziej otwarcie) oraz możliwość migracji emitentów pomiędzy rynkami UE (to jest mój domysł, który nie jest artykułowany, ale wynika z logiki zmian).
Realizacja tych zmian pozornie przyniosłaby korzyści w ramach UE – wszak koncentracja wokół największych rynków pozwoli na realizację korzyści skali, obniży koszty transakcji, uczyni kapitał łatwiej dostępnym, a rynki bardziej płynnymi. Kłopot jednak w tym, że jeśli na duże rynki trafią duże podmioty z całej UE, to rynki te nie będą zainteresowane finansowaniem rozwoju małych i średnich spółek, ponieważ bardziej efektywne będzie skoncentrowanie się na spółkach dużych. W konsekwencji (a także z uwagi na czynniki czysto geograficzne), duże międzynarodowe rynki nie będą nigdy miały odpowiednich kompetencji do oceny lokalnych warunków, w jakich funkcjonują małe i średnie spółki.