W każdym razie z pewnością nieoczekiwanie, w dniu rozpoczęcia sympozjum Fed, WIG20 popędził na północ. Zachowanie naszej giełdy nie miało wiele wspólnego z tym, co widać było na innych giełdach europejskich, gdzie indeksy rosły nieznacznie i zakończyły dzień neutralnie. Poza tym zarówno w USA jak i przede wszystkim w Europie sierpień był raczej korekcyjnym miesiącem.
Widać było zaangażowanie poważnych kapitałów, których właściciele postanowili nie czekać na wieści z Jackson Hole i zaskoczyć resztę nieoczekiwanym atakiem. WIG20 zakończył sesję wzrostem o 2,7 proc., opuszczając z impetem wieloletni trend spadkowy i kilkutygodniowy boczny i generując mocny sygnał kupna. Następnego dnia znowu zyskał ponad pół procent, a w kolejnym blisko 2,5 procent. Na chwilę jedynie hossę zahamowała próba balistyczna Korei Północnej.
Nieoczekiwany atak popytu (zdecydowanie zagranicznego) można wytłumaczyć tym, że rynki rozwijające się są w tym roku zdecydowanie w byczej formie, a GPW została daleko z tyłu. Węgierski indeks BUX bije rekord za rekordem (ponad 25 procent nad szczytem z 2007 roku), indyjski indeks zyskał od szczytowego poziomu przed kryzysem lat 2007/2009 około 50 procent, turecki około sto procent.
Nawet brazylijski indeks BOVESPA ma już bardzo blisko do rekordu wszech czasów, mimo że sytuacja gospodarczo-polityczna jest w Brazylii fatalna. Jeśli spojrzy się na wykres indeksu Shanghai Composite to widać, że również tam zawitała hossa.
WIG zachowywał się bardziej jak BOVESPA, bo w chwili pisania tekstu miał do szczytu niecałe pięć procent, ale WIG20 miał jeszcze do rekordu z 2007 roku ponad 50 procent. Gdyby zachowywał się choćby tak jak indeks węgierski to powinien przebywać w okolicy ... 4900 pkt, a nie około 2500 pkt. Przypominam, że szczyt WIG20 z 2007 roku to okolice 3900 pkt.