Niejednokrotnie pisałem o integracji nadzoru nad rynkiem kapitałowym jako nieuniknionej, choć nieartykułowanej wprost, konsekwencji projektu nazwanego Unią Rynków Kapitałowych. Idea ta została już wyrażona oficjalnie w stosownych dokumentach unijnych i zostanie najprawdopodobniej skonsumowana do roku 2019. A że zawiera również propozycje dotyczące jej sfinansowania, to widać, że jesteśmy już na ostatniej prostej.
Komunikat Komisji Europejskiej (COM(2017) 542) wskazuje na konieczność zintegrowania nadzoru z dwóch powodów: potrzeby ułatwienia świadczenia transgranicznych usług finansowych, zarówno po stronie dostawców (korzyści skali), jak i odbiorców (równy poziom ochrony inwestorów i bezpieczeństwa rynku) oraz ograniczania ryzyka „zarażania" rynków w wyniku niewłaściwego nadzoru w jednym z krajów członkowskich (zwłaszcza że skłonność do arbitrażu regulacyjno-nadzorczego może powodować szczególny rozkwit niepożądanych z punktu widzenia nadzoru zjawisk w tych krajach, gdzie nadzorca nie wypełnia właściwie swych zadań). Komunikat ten nie jest jakąś deklaracją dotyczącą odległej przyszłości, ale podsumowaniem bardzo konkretnej idei, która z prawnego punktu widzenia opisana została w projektach zmian regulacji. Zainteresowanych odsyłam do dokumentu 2017/0230 (COD), gdzie na 222 stronach zaprezentowane zostały szczegółowe zmiany przepisów dotyczących funkcjonowania unijnych organów nadzorczych oraz regulacji odnoszących się do poszczególnych sektorów, w tym do rozporządzenia o prospekcie emisyjnym.
Zgodnie z przywołanymi projektami unijny organ nadzoru (ESMA) zajmie się ujednoliceniem podejścia nadzorczego, m.in. przez badanie postępowania krajowych organów nadzorczych w przypadku arbitrażu regulacyjnego. Pojawią się procedury dotyczące wydawania wytycznych i rekomendacji, w szczególności obowiązek przeprowadzania analizy kosztów i korzyści oraz możliwość „odwołania" do Komisji Europejskiej w przypadkach, kiedy ESMA przekraczałaby swoje uprawnienia. Ma to przynieść wyrównanie warunków, uproszczenie prowadzenia biznesu i obniżenie kosztów compliance, ale oczywiście głównie dla tych podmiotów, które operują na wielu rynkach, czyli dla największych.
Jakie konkretnie kompetencje ma przejąć ESMA? Na pierwszy ogień pójdzie zatwierdzanie „pewnych kategorii" prospektów emisyjnych. W uproszczeniu chodzi o cztery branże: nieruchomości, wydobywczą, badań naukowych i transportu. Pojawia się w tym miejscu kilka worków pytań. Dlaczego takie branże, a nie inne? Kto i na jakich zasadach będzie decydował o przynależności do danej branży? Czy nie lepszym kryterium byłaby np. wielkość oferty? Względnie jej zasięg? Bo przecież taka dychotomia w nadzorze mogłaby być realizacją „projektu oscypek", o którym wielokrotnie pisałem. Małe oferty mogłyby być przeprowadzane wg lokalnych wymogów i zatwierdzane przez lokalnego nadzorcę, a duże oferty – wg wymogów unijnych i zatwierdzane przez ESMA.
Czy lepiej będzie być zatwierdzonym przez unijnego czy przez krajowego nadzorcę? Skoro spółki prowadzące biznes w Polsce starają się o zatwierdzenie prospektu przez zagranicznego nadzorcę, to może z radością powitają możliwość przeprowadzenia procedury przed ESMA? Wprawdzie oznacza to równocześnie poddanie się jurysdykcji tej instytucji wraz z drastycznym podniesieniem wysokości maksymalnej sankcji (10 mln euro lub 6% rocznych obrotów na spółkę i 1,4 mln euro na osobę fizyczną), ale w pakiecie z większą przewidywalnością nadzorcy (w tym z kontradyktoryjnością postępowania, niezależnością polityczną i cywilizowaną ścieżką odwoławczą). Skoro o karach mowa, to warto od razu wspomnieć, iż wpływy z nich zasilą centralny budżet UE. Zresztą w dokumentach dotyczących przesunięcia nadzoru wyraźnie przewija się motyw ściślejszej integracji, nawiązującej mocno do strefy euro, co zresztą w przypadku nadzoru nad bankami jest uzasadnione merytorycznie.