Stanowisko pozostałej części Hiszpanii też jest proste i w dużej mierze jest lustrzanym odbiciem powyższej argumentacji. Nie możemy się zgodzić na to, żeby część gospodarki, która rozwinęła się dzięki nam wszystkim, zabrała sobie teraz to bogactwo tylko dla siebie. Nawet jeśli Katalonia okazała się najbardziej urodziwą spośród sióstr, to nie oznacza, że może ot tak sobie opuścić dom bez żadnych zobowiązań. Bo przecież na jej urodę i wykształcenie pracowała reszta rodzeństwa i schorowani rodzice. Ponadto czasy się robią coraz bardziej niebezpieczne, powinniśmy być jak największym krajem, aby móc się obronić w razie agresji i móc właściwie funkcjonować, jeśli wzrosłyby tendencje protekcjonistyczne. A gdyby doszło do rozstania, to siostra musiałaby opuścić nie tylko dom, ale także Unię Europejską.
O ile powyższe stanowiska obu stron wydają się całkowicie zrozumiałe, o tyle niepojęte dla mnie jest stanowisko samej Unii Europejskiej. Wskazała ona, że po ewentualnej secesji Katalonia musiałaby się ubiegać o członkostwo w UE. A niby dlaczego? Co takiego się stało, że kraj, który wcześniej spełniał wszystkie wymogi członkostwa, wdrożył unijne ustawodawstwo, a nawet posługiwał się unijną walutą, nagle nie zasługuje na członkostwo w UE? Oczywiście w sferze gospodarczej nie wydarzyło się nic, co by mogło uzasadniać wyrzucenie Katalonii z UE. Natomiast w szerszym kontekście chodzi o stanowiska poszczególnych krajów, które dbając o swoją integralność terytorialną, nie chcą dopuścić do takiego precedensu, że można się wyprowadzić, a pozostać w rodzinie.
I na tym właśnie polega olbrzymi problem, gdyż z tego stanowiska wynika jasno, że UE jest po prostu grupą krajów, a nie rzeczywistą wspólnotą. Że ważniejsze są interesy poszczególnych członków (i integralność krajów) niż wspólnoty jako całości (i jej integralność). Bo przecież ewentualne przesunięcia w ramach większego organizmu nie mają istotnego znaczenia. Tak jak można wydzielić nowe województwo, tak można wydzielić nowe państwo. I możemy na tym – jako członkowie wspólnoty – wszyscy skorzystać. Zamiast wyrzucać Katalonię, należałoby zapraszać np. Szkocję i Irlandię Północną. Może referendum ws. brexitu powinno zostać przeprowadzone osobno dla wszystkich krajów Zjednoczonego Królestwa? Może takie powtórne referendum pozwoliłoby nawet powstrzymać brexit w całości?
Zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka może się wydawać, że wskazana powyżej propozycja „amnestii" dla Katalonii mogłaby prowadzić do eskalacji ruchów separatystycznych. Warto zatem podkreślić, iż w praktyce są to ruchy dążące do dalszej integracji, tyle że na poziomie europejskim. Właściwe ustalenie pewnych parametrów rozstania pozwoliłoby zminimalizować wskazane wcześniej obawy. W ramach UE mamy przecież do czynienia z transferami od bogatszych do biedniejszych, więc secesja nie oznaczałaby całkowitego zerwania więzi rodzinnych, tylko konieczność systematycznego wspierania rodzeństwa i rodziców.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że z perspektywy Madrytu lepszym rozwiązaniem byłoby utrzymanie status quo ante. Problem jednak w tym, że takiej oferty nie ma na stole. Zaprezentowana koncepcja integracji poprzez separację mogłaby być najlepszym rozwiązaniem dla całej UE, a może także dla Hiszpanii – wszak lepiej mieć bogatego sąsiada (który poprzez system transferów będzie się dzielił bogactwem) niż biednego (nawet jeśli nie będzie się dzielił biedą). Nie wspominając już nawet o tym, że otwarcie drzwi wcale nie oznacza, że koniecznie ktoś zechce przez nie przejść. Jest raczej odwrotnie – im bardziej się je zamyka, tym większa pokusa, aby się przez nie przecisnąć.
Niestety, zachowanie władz UE w odniesieniu do secesji Katalonii pokazuje, że mentalnie nie jesteśmy unią, tylko zlepkiem państw, że ważniejsza jest integralność terytorialna państw niż integralność terytorialna samej Unii. Szkoda, bo można było przy tej okazji wygrać wspólnotę ponad lokalnymi podziałami, realizację idei wyższej integracji – na poziomie Europy. Mam nadzieję, że jeszcze nie jest na to za późno.