Wystarczy, że wprowadzimy w życie sześćset osiemdziesiąt siedem przepisów na nowo napisanej ordynacji podatkowej i pewnie – jak szacuję – drugie tyle przepisów ustawy, która wdroży samą ordynację do systemu prawnego.
Zacznijmy od idealnego domniemania, jakie przyjął ustawodawca – więcej przepisów szczegółowo opisujących problemy to większa jasność naszej sytuacji. Mamy kolosa legislacyjnego, który w czasach maturalnych opracowań długich lektur i skróconych instrukcji urządzeń agd stanowić będzie wyzwanie dla każdego czytelnika. Nieważne – petenta czy urzędnika. No i jeszcze te przepisy wprowadzające... Ustawa wprowadzająca ustawę o Krajowej Administracji Skarbowej miała prawie tyle samo przepisów, ile sama ustawa o KAS. Strach się bać! Albo inaczej – jest nadzieja, że za kilka lat kodeks cywilny stanie się jedną z krótszych ustaw!!!
Podsumowując analizę samej długości ordynacji, można zaryzykować stwierdzenie, że ustawodawca zaprzeczył sam sobie, bo w projektowanym artykule 24 ordynacji napisał, że organ podatkowy powinien posługiwać się „możliwie najprostszymi środkami prowadzącymi do załatwienia sprawy". Idąc tym tropem, ustawodawca stworzył giganta, który raczej niczego nie uprości. Widać inaczej się nie dało.
Nie ukrywam, że jako prawnik z wykształcenia powinienem z radością przyjąć powstanie nowej ordynacji podatkowej. Kilka lat temu, wyjaśniając podatnikowi złożoność jego sytuacji, wcielając się w rolę wtajemniczonego szamana, rozsypywałem przed klientem kilka kolorowych patyczków i robiłem wrażenie. Dziś przy pomocy nowej ordynacji będę tę złożoność multiplikował – oprócz patyczków zastosuję tarota, kubek fusów, magiczną kulę i kadzidełka zaczerpnięte z tekstu dostarczonego przez kodyfikatorów. Efekt murowany!
Nie mam zbyt wiele miejsca na ten felieton, by rozpisać się równie precyzyjnie jak ustawodawca. Zresztą po przeczytaniu pierwszych rozdziałów nowej ordynacji wzruszenie odbiera mi głos. Ręce drżą, a serce bije coraz szybciej. Już wiem, że będzie lepiej, będzie lepiej, będzie lepiej...