Co wcześniej – Musk na Marsie czy Tesla z zyskiem

Kupowanie dziś akcji Tesli to w sumie dość ryzykowny zakład o przyszłość firmy

Publikacja: 11.12.2017 04:46

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Foto: Archiwum

W przypadku Tesli w przewidywalnej przyszłości dwie rzeczy wydają się pewne. Po pierwsze, to że następny kwartał znów zakończy stratą. Po drugie, że za jakiś czas poprosi rynek o pieniądze, bo te, które wcześniej dostała od inwestorów, właśnie się kończą.

– Powinieneś zadać sobie pytanie, co stanie się szybciej: Elon Musk poleci na Marsa rakietą wyprodukowaną przez SpaceX czy Tesla wreszcie będzie na czarno (będzie miała zyski – przyp. autora) – takie zdanie znalazło się w nocie sporządzonej przez Francka Schwopego, analityka niemieckiego banku Nord/LB.

To, co napisał Schwope, nieźle oddaje sytuację Tesli, producenta samochodów elektrycznych. Olbrzymia, większa od prognozowanej, strata w III kwartale i opóźnienia w produkcji nowego modelu samochodu Tesla Model 3 zostały PR-owo przykryte przez Elona Muska, prezesa spółki. Zapowiedział on kolejną wersję sportowego auta Readster oraz rozpoczęcie produkcji elektrycznego samochodu ciężarowego Tesla Semi. Rzec można stosowana przez wiele spółek – w tym także notowanych na giełdzie w Warszawie – ucieczka do przodu przed bieżącymi, wcale nie małymi problemami.

Gdy w maju 2016 r. Elon Musk ogłosił zamiar produkcji Trójki, zapowiadał, że w 2017 r. firma dostarczy od 100 tys. do 200 tys. takich aut. Tesla wiosną zapowiadała, że w końcu roku będzie w stanie produkować 5 tys. samochodów Model 3 tygodniowo. Plan wziął w łeb, gdy się okazało, że zamiast obiecywanych w III kwartale 1,5 tys. „trójek" wyprodukowała jedynie 222. Teraz jest mowa o tym, że zdolności produkcyjne na poziomie 5 tys. „trójek" tygodniowo zostaną osiągnięte w I kwartale 2018 r., czyli około trzech miesięcy później niż zapowiadano wcześniej.

W marcu na łamach „Parkietu" pisałem, że Tesla, choć od 2010 r. jej akcje są notowane na NYSE, nadal zachowuje się jak startup i ochoczo sięga do kieszeni inwestorów, by znaleźć pieniądze na zakończenie projektów, o których niewiele wcześniej mówiła, że już dodatkowego finansowania nie potrzebują. Od tego czasu Tesla nie wydoroślała.

Dziś mało kto wierzy, że w 2018 r. Tesla będzie w stanie wyprodukować – jak zapowiadała wiosną – 500 tys. sztuk Model 3. Optymiści liczą, że będzie ich może 400 tys., ale są też tacy analitycy, jak Adam Jonas z Morgan Stanley, którzy stawiają na 120 tys. Pesymiści nie koncentrują się tylko na prognozowaniu produkcji. Próbują również oszacować, na ile wystarczy Tesli 3,5 mld dolarów, które w końcu września miała w kasie. Firma w III kwartale, przygotowując produkcję „trójki" wydała 1,1 mld dolarów, a od początku roku – 2,6 mld dolarów. Szacunki mówią, że w IV kwartale „spali" kolejny miliard. Ponadto w 2018 r. firma ma do spłacenia 1,4 mld długu.

Jakby tego było mało, w końcu listopada agencja Reuters ujawniła, że Tesla ma olbrzymie problemy z jakością produkcji. Zdecydowana większość aut Model S i Model X z taśmy produkcyjnej trafia do oczekujących na nie w kolejce klientów i... idzie do naprawy. Reuters twierdzi, że dotyczy to ponad 90 proc. wyprodukowanych samochodów. U Toyoty, najbardziej efektywnego producenta samochodów osobowych na świecie, ten sam wskaźnik jest poniżej 10 proc. Tesla tłumaczy, że ma bardzo rygorystyczną kontrolę jakości, ale eksperci słuchają tych wyjaśnień z przymrużeniem oka. Poprawianie tego, co wyprodukowano, to dodatkowe koszty. Na taką skalę napraw może sobie pozwolić producent niewielkiej liczby luksusowych, a więc drogich aut, a nie firma nastawiona na masową produkcję.

Bez rozpoczęcia masowej produkcji nie ma mowy o tym, by bieżące przychody operacyjne wystarczyły na pokrycie kosztów, w tym finansowych, a tym bardziej na inwestycje związane z planowanym uruchomieniem produkcji nowego Readstera i elektrycznego samochodu ciężarowego Tesla Semi.

I to rodzi kolejne pytanie: jak wysokie finansowanie zewnętrzne będzie potrzebne. Według pesymistycznych prognoz w latach 2018–2019 ujemne wolne przypływy finansowe (FCF) Tesli sięgną 4 mld dolarów. Optymiści mówią o 1 mld dolarów na minusie w 2018 r. i 800 mln dolarów na plusie rok później. Średnia z prognoz to FCF na poziomie minus 2 mld dolarów.

Kupowanie dziś akcji Tesli to w sumie dość ryzykowny zakład o przyszłość firmy. Jak zauważa Franck Schwope z Nord/LB, ich kurs w przyszłości zależeć będzie od tego, czy spółce uda się przekształcić z firmy będącej niewielkim producentem samochodów z segmentu premium w rasowego producenta masowego, który co roku sprzedaje kilkaset tysięcy albo ponad milion aut. A to wcale nie jest pewne...

Felietony
Ten rok powinien przynieść spadek rentowności
Felietony
Droga do różnorodności
Felietony
Atrakcyjność inwestycyjna krajów azjatyckich
Felietony
Dlaczego łańcuchy dostaw mogą być zmorą dyrektora finansowego?
Felietony
Obowiązek, moda czy nowy język biznesu?
Felietony
Polska jedną z najbardziej atrakcyjnych