Przypowiastki z morałem

Uwaga: to nie przypowiastki lub morały emanują zgorszeniem; gorsząca bywa natura współczesnej korporacji!

Publikacja: 25.12.2017 08:44

Andrzej S. Nartowski, publicysta

Andrzej S. Nartowski, publicysta

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Pstrągowska

Komunikacja korporacyjna

Kiedy Jadwiga dowiedziała się, że mąż ją zdradza, on zrazu stanowczo zaprzeczał. Lecz Jadwiga nie ustępowała: – Maurycy, powiedz mi szczerze, co tamta ma takiego, czego ja nie mam? Co ona robi takiego, czego ja nie robię? W czym ona jest lepsza ode mnie?

Wtedy Maurycy wypalił: – No więc dobrze, powiem ci. Kiedy się kochamy, jesteś jak kłoda. Drzewo! A ona jest spontaniczna. Żywiołowa. Przeżywa to emocjonalnie. Jej jęki, skowyt – to muzyka miłości. Mnie to kręci. A ty nigdy mi tego nie dałaś!

– Wielkie rzeczy! – powiedziała Jadwiga. – Jeżeli tak ci na tym zależy, też potrafię jęczeć. Jeszcze jak! Chcesz się przekonać? Chodźmy do sypialni.

Poszli. Najpierw był całowanko. – Czy mam już jęczeć? – spytała Jadwiga. – Jeszcze nie! Powiem ci, kiedy – odpowiedział Maurycy.

Potem była rozgrzewka. – Czy już mam jęczeć? – Nie, jeszcze nie.

Wreszcie przystąpili do procedowania. A kiedy rzecz zaczęła nabierać sensu, Maurycy szepnął: – Teraz, Jadziu, teraz!

– Och! Maurycy! Och, żebyś ty wiedział, jaki miałam dzisiaj ciężki dzień!

Morał: Menedżerowie chcieliby, żeby personel jęczał z zachwytu nad nimi. A pracownicy lubią użalać się nad swoją dolą i oczekują, że menedżerowie będą się wsłuchiwać w biadolenia personelu.

Kultura korporacyjna

Podczas rejsu wycieczkowego ochmistrz posadził przy jednym stoliku Francuza i Anglika. Przed pierwszym posiłkiem Francuz zagaił rozmowę: – Bon appetit, monsieur. – Thompson – odparł Anglik. Więcej nie rozmawiali.

Przy następnym posiłku Francuz powitał Anglika słowami: – Bon appetit, monsieur. – Thompson – odparł Anglik.

I tak im to szło. Przy kolejnych posiłkach Francuz z uśmiechem recytował „Bon appetit, monsieur", zaś Anglik, coraz bardziej niecierpliwie, warczał „Thompson!".

Wreszcie Anglik się zdenerwował i rugnął ochmistrza: – Coś mi pan za wariata posadził przy stole? On przedstawia się przy każdym posiłku. A nazywa się jakoś tak dziwnie, jakby Bonappetitmonsieur...

– Ależ to nie jest nazwisko! On po prostu życzy panu smacznego – wyjaśnił ochmistrz. Więc przed najbliższym posiłkiem Anglik już zawczasu zajął miejsce przy stole i powitał Francuza słowami: – Bon appetit, monsieur! – Thompson! – odburknął Francuz.

Morał: Przebywając ze sobą, ludzie przejmują nawzajem swoje nawyki. Tak tworzy się kultura korporacyjna: mieszanina głupoty, ignorancji i snobizmu.

Struktura korporacyjna

Siedzi wrona na wierzchołku drzewa, nic nie robi cały dzień. Nadchodzi króliczek i pyta: – A czy ja także mógłbym nic nie robić?

Wrona potakuje, więc króliczek rozkłada się pod drzewem. Jeszcze nie zaczął na dobre się delektować nicnierobieniem, gdy przyszedł lis i go zjadł.

Morał: Żeby bezkarnie nic nie robić, trzeba być bardzo wysoko.

Doradztwo

Piotr zaprosił przyjaciół do restauracji. Kiedy uprzejmy kierownik sali prowadził gości do stolika, Piotr zauważył w jego kieszeni łyżkę. W trakcie kolacji spostrzegł, że także każdy z kelnerów chyżo krzątających się po lokalu ma w kieszeni łyżkę. A gdy przyjrzał się im ze szczególną uwagą, odkrył osobliwą ciekawostkę: wszyscy mieli przypięty do paska spodni cieniutki łańcuszek prowadzący do rozporka.

Kiedy po deserze kelner zbierał naczynia, Piotr zagadnął go, co znaczą łyżki w kieszeniach.

– Widzi szanowny pan, kierownictwo zleciło znanej firmie doradczej audyt efektywności naszej pracy. Doradcy wyliczyli, że średnio co trzeci klient strąca łyżkę ze stolika. Trzeba było pędzić z każdą strąconą łyżką do kuchni po nową, co zajmowało nam wiele czasu. Teraz wystarczy zastąpić ją łyżką z kieszeni, co statystycznie daje oszczędności 11,4 proc. czasu kelnera.

– A te łańcuszki? – zapytał Piotr.

– Szanowny pan jest bardzo spostrzegawczy! To także wynik zaleceń firmy doradczej w sprawie lepszej organizacji naszej pracy. Bo przecież każdy z nas musi czasem udać się do toalety, co też zajmuje czas. Łańcuszek jest przyczepiony... jakby to powiedzieć... że tak się wyrażę... do delikwenta. Jednym ruchem rozsuwa się zamek błyskawicznym, drugim pociąga za łańcuszek. Delikwent, że tak powiem, zgrabnie wyskakuje, więc po odejściu od pisuaru nie trzeba za każdym razem myć rąk. Zachowujemy higienę, a oszczędzamy statystycznie 3,5 proc. czasu kelnera.

– Niemniej – dociekał Piotr – trzeba przecież tego delikwenta jakoś schować.

– Doskonale sobie z tym radzimy – wyjaśnił kelner. – Przecież mamy łyżki.

Morał: Każda korporacja stara się korzystać z praktycznych rad zewnętrznych konsultantów. Bywa, że ze skutkiem jak powyżej.

Nomenklatura korporacyjna

Cztery starsze panie spotkały się w kawiarni. Rozmowa zeszła na ich synów.

– Mój syn – mówi pierwsza – jest dominikaninem. Lubię, jak zachodzi do mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Biel jego szaty robi na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane, mówią do niego „Ojcze".

– Mój syn – mówi druga – jest biskupem. Lubię, jak wstępuje do mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Jego fiolety robią na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane, mówią do niego „Ekscelencjo".

– Mój syn – mówi trzecia – jest kardynałem. Lubię, jak odwiedza mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Jego purpury robią na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane, mówią do niego „Eminencjo".

Zapadła cisza. Trzy panie zwróciły oczy na czwartą.

– Mój syn – powiedziała ona wreszcie – jest kulturystą i instruktorem fitness. Wieczorami dorabia w kilku damskich klubach jako striptizer. Lubię, jak wpada do mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Jego czarny podkoszulek bez rękawów robi na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane. Na jego widok mówią „mój Boże!".

Morał: Nomenklatura wielu korporacji bywa współcześnie tak skomplikowana, że trudno się połapać, jakie stanowiska idą w parze z jakimi tytułami.

Korporacyjny dress code

– Dzień dobry państwu. Mówi kapitan. Osiągnęliśmy wysokość przelotową 10 tysięcy metrów. Lecimy z szybkością 900 kilometrów na godzinę. Na całej trasie naszego lotu panują dobre warunki atmosferyczne. Lot potrwa dwie godziny i dwadzieścia minut... Co ty wyprawiasz? Uważaj, proszę! Rety! Jasnaaaa chole...

W tym momencie interkom został wyłączony. Kapitan powrócił na fonię po dwóch minutach.

– Najmocniej państwa przepraszam. W chwili, kiedy przekazywałem państwu komunikat o przebiegu lotu, kolega przez nieuwagę wylał na mnie filiżankę kawy. Doprawdy, bardzo mi przykro z powodu mojej nerwowej reakcji. Ale też się cieszę, że państwo nie widzicie, jak teraz wygląda przód moich spodni.

– A ja się cieszę, że on nie widzi, jak teraz wygląda tył moich! – jęknął pasażer.

Morał: Niektóre korporacje wydają pracownikom ścisłą instrukcję (dress code), jak powinni się ubierać i prezentować w różnych okolicznościach. Lecz pewnych okoliczności wprost nie da się przewidzieć.

Anonim

Przy barze siedzi młodzieniec pobladły, bardzo strapiony, przygnębiony.

– Stało się coś? – pyta barman.

– Owszem. Boję się. Facet mi zapowiada, że jeżeli nie przestanę bałamucić jego żony, to mnie zabije. List wieje powagą i grozą.

– To w czym problem? Przestań, i już.

– Kiedy bydlak się nie podpisał!

Morał: W wielu korporacjach na straży dyscypliny i ładu moralnego też stoją anonimy.

Whistleblowing

Whistleblowing, dosłownie „dęcie w gwizdek", to – zazwyczaj anonimowe – informowanie przełożonych o nieprawidłowościach. Działa pod warunkiem, że to nie przełożeni dopuszczają się nieprawidłowości.

Rok 1944. Po ciężkich stratach skład osobowy polskiego dywizjonu został uzupełniony, ale załodze bombowca nie spodobał się nowy tylny strzelec. Lotnicy poszli do brytyjskiego oficera intelligence sprawującego opiekę kontrwywiadowczą nad ich jednostką. Wielokrotnie roztaczał on przed nimi zalety „dęcia w gwizdek", czyli zgłaszania wszelkich podejrzeń, nieprawidłowości. Ale teraz wydawało się, że całkiem zignorował ich uwagi, iż nowy jest dziwny, sprawia wrażenie nadgorliwego, promieniuje podejrzanym patriotyzmem, bo który z normalnych lotników powtarzałby w kółko, jak słodko jest walczyć i umierać za ojczyznę?

Polecieli nad Rzeszę na nocne bombardowania. Kiedy wrócili, okazało się, że tylny strzelec zniknął. Nagryzmolił kredą na ścianie kabiny: „Wyskoczyłem do swoich, Sieg Heil!".

Wzburzeni poszli do „inteligentnego": – I co pan na to? Przecież ostrzegaliśmy!

– No i wszystko w porządku, chłopaki – uspokoił ich „inteligentny". – Jak tylko zgłosiliście mi swoje podejrzenia, osobiście zaszyłem mu spadochron.

Morał: Bądź pewny, że każdemu, kto w twojej korporacji zacznie zgłaszać nieprawidłowości, koledzy zaszyją i spadochron, i japę.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie