– Mój syn – mówi druga – jest biskupem. Lubię, jak wstępuje do mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Jego fiolety robią na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane, mówią do niego „Ekscelencjo".
– Mój syn – mówi trzecia – jest kardynałem. Lubię, jak odwiedza mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Jego purpury robią na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane, mówią do niego „Eminencjo".
Zapadła cisza. Trzy panie zwróciły oczy na czwartą.
– Mój syn – powiedziała ona wreszcie – jest kulturystą i instruktorem fitness. Wieczorami dorabia w kilku damskich klubach jako striptizer. Lubię, jak wpada do mnie, gdy wydaję herbatkę dla przyjaciółek. Jego czarny podkoszulek bez rękawów robi na nich wrażenie. Wszystkie są bardzo podekscytowane. Na jego widok mówią „mój Boże!".
Morał: Nomenklatura wielu korporacji bywa współcześnie tak skomplikowana, że trudno się połapać, jakie stanowiska idą w parze z jakimi tytułami.
Korporacyjny dress code
– Dzień dobry państwu. Mówi kapitan. Osiągnęliśmy wysokość przelotową 10 tysięcy metrów. Lecimy z szybkością 900 kilometrów na godzinę. Na całej trasie naszego lotu panują dobre warunki atmosferyczne. Lot potrwa dwie godziny i dwadzieścia minut... Co ty wyprawiasz? Uważaj, proszę! Rety! Jasnaaaa chole...
W tym momencie interkom został wyłączony. Kapitan powrócił na fonię po dwóch minutach.
– Najmocniej państwa przepraszam. W chwili, kiedy przekazywałem państwu komunikat o przebiegu lotu, kolega przez nieuwagę wylał na mnie filiżankę kawy. Doprawdy, bardzo mi przykro z powodu mojej nerwowej reakcji. Ale też się cieszę, że państwo nie widzicie, jak teraz wygląda przód moich spodni.
– A ja się cieszę, że on nie widzi, jak teraz wygląda tył moich! – jęknął pasażer.
Morał: Niektóre korporacje wydają pracownikom ścisłą instrukcję (dress code), jak powinni się ubierać i prezentować w różnych okolicznościach. Lecz pewnych okoliczności wprost nie da się przewidzieć.
Anonim
Przy barze siedzi młodzieniec pobladły, bardzo strapiony, przygnębiony.
– Stało się coś? – pyta barman.
– Owszem. Boję się. Facet mi zapowiada, że jeżeli nie przestanę bałamucić jego żony, to mnie zabije. List wieje powagą i grozą.
– To w czym problem? Przestań, i już.
– Kiedy bydlak się nie podpisał!
Morał: W wielu korporacjach na straży dyscypliny i ładu moralnego też stoją anonimy.
Whistleblowing
Whistleblowing, dosłownie „dęcie w gwizdek", to – zazwyczaj anonimowe – informowanie przełożonych o nieprawidłowościach. Działa pod warunkiem, że to nie przełożeni dopuszczają się nieprawidłowości.
Rok 1944. Po ciężkich stratach skład osobowy polskiego dywizjonu został uzupełniony, ale załodze bombowca nie spodobał się nowy tylny strzelec. Lotnicy poszli do brytyjskiego oficera intelligence sprawującego opiekę kontrwywiadowczą nad ich jednostką. Wielokrotnie roztaczał on przed nimi zalety „dęcia w gwizdek", czyli zgłaszania wszelkich podejrzeń, nieprawidłowości. Ale teraz wydawało się, że całkiem zignorował ich uwagi, iż nowy jest dziwny, sprawia wrażenie nadgorliwego, promieniuje podejrzanym patriotyzmem, bo który z normalnych lotników powtarzałby w kółko, jak słodko jest walczyć i umierać za ojczyznę?
Polecieli nad Rzeszę na nocne bombardowania. Kiedy wrócili, okazało się, że tylny strzelec zniknął. Nagryzmolił kredą na ścianie kabiny: „Wyskoczyłem do swoich, Sieg Heil!".
Wzburzeni poszli do „inteligentnego": – I co pan na to? Przecież ostrzegaliśmy!
– No i wszystko w porządku, chłopaki – uspokoił ich „inteligentny". – Jak tylko zgłosiliście mi swoje podejrzenia, osobiście zaszyłem mu spadochron.
Morał: Bądź pewny, że każdemu, kto w twojej korporacji zacznie zgłaszać nieprawidłowości, koledzy zaszyją i spadochron, i japę.