CV (łac. curriculum vitae) to po prostu życiorys, ale „si wi" brzmi bardziej pompatycznie – i o to chodzi.
Kuchnia wojskowa z natury odbiega od standardów cordon bleu. Lecz w tej jednostce karmili nad wyraz podle. Rezerwista powołany na ćwiczenia postanowił wybadać, w czym rzecz. Zagadnął zatem kucharza, żołnierza służby zasadniczej: – Co ty robiłeś w cywilu?
– Pytali mnie już o to w Komisji Poborowej – wyjaśnia kucharz.
– I co im powiedziałeś?
– Powiedziałem prawdę. Że w cywilu gotowałem.
– A gdzie gotowałeś?
– O to też mnie pytali w komisji.
– I co im powiedziałeś?
– Powiedziałem prawdę. Że gotowałem w szpitalu.
– A co tam gotowałeś?
– O to już nie pytali.
– Więc?
– Smołę gotowałem. Na remont dachu papą.
MORAŁ: Informacje, nawet najprawdziwsze, są wręcz bezużyteczne, póki nie będą kompletne. W CV wszyscy piszą prawdę, lecz niepełną. Pisz przeto tylko o tym, co dla ciebie korzystne. Mało kto wpadnie na pomysł, żeby zadać ci jakieś sensowne pytanie.
DEMASKACJA
Państwo pojechali na przyjęcie i dali służbie wolne. Atoli pani poczuła się źle i oznajmiła, że wraca do domu. Szofer odwiezie ją zaraz, a potem wróci po pana.
W domu pani nieoczekiwanie ujrzała Jana, kamerdynera. Bawił w buduarze, rozsiadły w ulubionym fotelu gospodyni. Pani nie wierzyła własnym oczom. Poprosiła:
– Niech Jan zdejmie moją suknię.
Jan suknię zdejmował powoli, zmysłowo. Następnie pani poprosiła:
– Niech Jan zdejmie moje pończoszki.
Kiedy Jan zdejmował pończoszki, ręce mu drżały. A pani miała kolejne życzenie. I zanosiło się, że na tym nie poprzestanie:
– Niech teraz Jan zdejmie mój biustonosz.
Co też Jan uczynił. Wtedy pani, nie kryjąc już emocji, powiedziała cichutko:
– Niech Jan jeszcze zdejmie moje majteczki.
A kiedy Jan zdjął majteczki, pani powiedziała:
– I niech Jan zapamięta raz na zawsze: jeżeli jeszcze raz ujrzę Jana w mojej sukni, w mojej bieliźnie, pończoszkach, natychmiast Jana zwolnię i nie wydam Janowi referencji!
MORAŁ: Małoż to menedżerów stroi się w cudze szaty? W togę mędrca, w doświadczenia weterena? Kiedy którego zdemaskujesz, że nie ma kwalifikacji, do których posiadania pretenduje, nie dawaj mu drugiej szansy, bo wyjdziesz na tym źle. Lepiej zerwij współpracę od razu.
STARANNOŚĆ SUMIENNEGO KUPCA
Zapyziały port lotniczy w Trzecim Świecie. Odlot opóźnia się. W ciasnej, nieprzewiewnej poczekalni siedzą obok siebie Amerykanin i Anglik. Amerykanin wierci się, głośno narzeka, urządza awantury personelowi naziemnemu, co chwilę sięga po nową butelkę coli, wypija, poci się i złości z tego powodu. Anglik zastygł w fotelu. Czyta książkę. Jego kamienny spokój działa Jankesowi na nerwy. Wreszcie Amerykanin zaczepia sąsiada:
– Wam, Anglikom, to wydaje się, że jesteście lepsi od reszty brudnego świata. A wy pacany jesteście, ot co! Obnosicie dumnie tę waszą wyniosłą pogardę dla wszystkich. Uważacie, że wystarczy wydąć górną wargę, by demonstrować odrębność od innych. A spójrz na mnie, sztywniaku. Mam w sobie włoską krew, krew irlandzką, no i latynoską, trochę francuskiej, plus domieszki szwedzkiej i słowiańskiej. A ty, co na to?
Nareszcie Anglik uniósł wzrok znad książki. Spojrzał sąsiadowi w oczy i odpowiedział, starannie dobierając słowa: – Well, twoja matka bardzo się starała, czyż nie?
MORAŁ: Nie poprzestawaj na zadowoleniu jednego klienta. Staraj się usatysfakcjonować wszystkich.
KONKURENCJA
W barze na plaży na Riwierze Majów przypadkiem zeszli się trzej przedsiębiorcy.
– Miałem fabrykę – mówi pierwszy. – Szło świetnie, aż wybuchł kocioł. Mało brakowało, bym wybuchł i ja, ze wściekłości. Straty były ogromne. Na szczęście miałem dobre ubezpieczenie. Mógłbym z pieniędzmi z polisy zacząć od nowa, ale zostawiłem firmę na głowie asystentki, niech zwija budę, a sam przyleciałem tu, na Karaiby.
– Miałem fabrykę – mówi drugi. – Szło świetnie, aż doszło do pożaru. Straty ogromne, sfajczyło się wszystko. Na szczęście miałem doskonałe ubezpieczenie. Mógłbym z pieniędzmi z polisy zacząć od nowa, ale czuję się wypalony. Zabrałem asystentkę i przyleciałem tu, na Karaiby.
– Miałem fabrykę – mówi trzeci. – Szło świetnie, aż przyszła powódź. Woda wszystko zalała, zabrała. Mało brakowało, by mnie z wściekłości zalała krew. Na szczęście byłem nawyubezpieczany powyżej uszu. Mógłbym z pieniędzmi z polisy zacząć wszystko od nowa, nawet na większą skalę, ale już mi się nie chce. Zabrałem dwie asystentki i przyleciałem tu, na Karaiby.
– Mistrzostwo świata! – skomentował pierwszy.
– No właśnie – dodał drugi. – Ale jak też się panu udało sprokurować powódź?
MORAŁ: Walka konkurencyjna toczy się bezustannie, na lądzie i na wodzie. Aby odnieść sukces, musisz niezmiennie być innowacyjnym.