W Stanach Zjednoczonych wyraźna hossa na rynku akcji trwa od czasu wyboru Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. W tym czasie praktycznie nie było miesiąca, w którym doszłoby do spadków na amerykańskiej giełdzie, a w styczniu wzrosty zdecydowanie przyspieszyły. Najczęściej wymienianym czynnikiem przemawiającym za zwyżkami były oczekiwania na cięcia podatków w USA, które właśnie się dokonały. Choć w myśl zasady: „kupuj plotki, sprzedawaj fakty" taki obrót spraw sugerowałby pewną korektę ostatnich wzrostów, to jednak mieliśmy do czynienia z najlepszym od wielu lat początkiem roku, a główny indeks amerykańskiej giełdy zyskał przeszło 7 proc.

Jeśli chodzi o reformę podatków, to należałoby się zastanowić, jak faktycznie przełoży się ona na gospodarkę. Chociaż panuje dość powszechne przekonanie, że w perspektywie najbliższych dwóch lat ustawa podniesie ścieżkę wzrostu gospodarczego, to jednak jej wpływ może być umiarkowany, a w kolejnych latach stopniowo się zmniejszać. Sugestywny w tym wymiarze jest brak pozytywnej reakcji dolara na przeforsowanie zmiany, co sygnalizuje, że inwestorzy na razie nie zakładają, by reforma miała się przełożyć na zdecydowanie agresywniejszą ścieżkę podwyżek stóp przez FOMC.

Wzrostów na Wall Street w ostatnim czasie nie napędzały tylko nadzieje na luzowanie polityki fiskalnej, ale także polityka zerowych realnych stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych oraz utrzymująca się na solidnym poziomie ekspansja gospodarcza. Te elementy obserwowane są nie tylko w USA, ale również w większości rozwiniętych gospodarek, w tym także w strefie euro, gdzie tempo poprawy koniunktury gospodarczej jest jeszcze szybsze, a polityka monetarna bardziej akomodacyjna. Główny indeks niemieckiej giełdy pnie się w górę w podobnym tempie, co amerykańskiej. Oczywiście, dobre zachowanie giełd na Starym Kontynencie można również tłumaczyć nadziejami na dalszą integrację europejską w wyniku prowadzonej polityki Emmanuela Macrona, ale tego czynnika nie można przeceniać. W kontekście europejskich parkietów, nie należy także zapominać o silnej aprecjacji wspólnej waluty, która od wygranej Donalda Trumpa znacznie zyskała wobec dolara, co pogorszyło konkurencyjność cenową europejskich eksporterów, których w największym stopniu skupia właśnie niemiecki indeks. Gdyby nie ten element, niemiecki DAX wyglądałby zdecydowanie lepiej od S&P 500.

Powyższa – dość prosta, aby nie powiedzieć: powierzchowna – analiza wskazuje, że fundamentów hossy na Wall Street nie należy szukać po stronie zmian w podatkach, tylko gdzie indziej, choć oczywiście był to czynnik bez wątpienia pozytywny. O ile wraz z tym, jak plany stają się faktem, rośnie ryzyko częściowej realizacji zysków, o tyle jednak w średnim horyzoncie fundamenty pozostają nienaruszone i dają solidne wsparcie do kontynuacji wzrostów amerykańskich indeksów. Patrząc na poprawiającą się kondycję globalnej gospodarki i wciąż akomodacyjną politykę monetarną największych banków centralnych, nie należy się spodziewać większej korekty na rynku akcji w perspektywie najbliższych miesięcy. Scenariusz ten potwierdza ciągle widoczna strategia „podkupywania" dołków, która widoczna jest po każdym krótkotrwałym epizodzie wzrostu awersji do ryzyka.