6400 punktów ładowania samochodów elektrycznych, które według rządu mają być do 2020 r. efektem ustawy o elektromobilności, na pierwszy rzut oka wygląda nieźle. Bliższe spojrzenie, co w praktyce oznacza ta liczba, pokazuje, że jest to zdecydowanie zbyt mało, zwłaszcza w przypadku liczby szybkich ładowarek.
Jak stwierdzono w komunikacie po posiedzeniu rządu, dzięki ustawie o elektromobilności ma powstać 6 tys. punktów ładowania samochodów elektrycznych (EV) o normalnej mocy (czyli do 22 kW każdy) oraz 400 o dużej mocy (czyli ponad 22 kW). Biorąc pod uwagę, że w Polsce w końcu III kwartału 2017 r. było około 6,6 tys. stacji benzynowych liczba punktów ładowania na pierwszy rzut oka nie wygląda źle. Gdy jednak zajrzymy do zawartego w ustawie słownika pojęć i sprawdzimy, co kryje się pod pojęciem punkt ładowania, to się okaże, że jest to urządzenie umożliwiające ładowania jednego EV. W uproszczeniu można powiedzieć, że jest to gniazdko dostosowane do ładowania baterii auta.
Ta wiadomość chłodzi wstępny entuzjazm. Wypada bowiem średnio 2,6 gniazdka na gminę. A biorąc pod uwagę, że minimalne obowiązki dotyczące liczby punktów ładowania ustawa narzuca tylko gminom zamieszkałym przez co najmniej 100 tys. osób (jest ich niespełna 40 i są to gminy miejskie), w praktyce oznacza, że spore obszary kraju nadal mogą być pozbawione ładowarek publicznych.
Kubeł zimnej wody kryje się w parametrach technicznych punktów. Te o mocy do 22 kW baterię o pojemności 40 kWh, czyli taką jaka zainstalowana jest w Renault ZOE – najpopularniejszy sprzedawany w Europie EV – mogą ładować od zera do pełna w ciągu od 8 godzin (ładowarka 3,7 kW) do 2 godzin (ładowarka 22 kW). To zaś oznacza, że umieszczanie ich na stacjach ładowania zlokalizowanych przy głównych drogach będzie pewnym nieporozumieniem. Ładowarki o normalnej mocy świetnie nadają się do ładowania w nocy baterii auta w przydomowym garażu czy miejscu postojowym, albo za dnia w firmowym, czy publicznym garażu lub miejscu parkingowym w mieście, ale nie na trasie.
Gniazdka o mocy ponad 22kW wygląda zdecydowanie lepiej, ale bateria 40 kWh nadal będzie ładowana od zera do pełna ładowarką o mocy 50 kW mniej więcej godzinę. Zatankowanie samochodu z silnikiem spalinowym trwa wielokrotnie krócej. Stąd za dobry znak należy uznać plan PKN Orlen, który chce budować zlokalizowane przy drogach punkty ładowania nie tylko o mocy 50 kW, ale także o mocy 100 kW. To skróci czas ładowania. Warto jednak pamiętać, że Supercharger Tesli ma moc do 120 kW, w ofercie zaś takich producentów jak ABB są ładowarki o mocy nawet 350 kW. Słabą stroną orlenowskiego pilotażu jest bez wątpienia liczba ładowarek. W komunikacie prasowym jest bowiem mowa o... 23 w latach 2018–2019. Trochę mało, ale to zawsze coś. Wszak to prawie 6 proc. punktów o większej mocy, które planuje rząd.