Zacznę może od krótkiego wyjaśnienia. Pod słowem „zamiana", użytym w niniejszym felietonie, kryją się różne transakcje, w wyniku których inwestorzy przenoszą własność jednych papierów wartościowych, aby pozyskać inne. Chodzi przy tym jednak tylko o transakcje, a nie o sytuację, w której „zamienia" nam się np. sama spółka. Jest to o tyle istotne, że ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych nakazuje opodatkować każde „odpłatne" zbycie papierów wartościowych, czyli takie odpowiadające typowej, kodeksowej umowie zamiany, jak i umowy nienazwane, w których papierami wartościowymi opłacamy nabycie dowolnych aktywów. Także instrumentów finansowych.
Aby skonfrontować analogię tradycyjnej odpłatności pieniężnej z inną odpłatnością, która może być źródłem przychodu podlegającego opodatkowaniu, porównajmy dwie sytuacje. Podatnik posiada zabytkowy samochód marki Syrena 105 i postanowił go sprzedać. Okazuje się, że jakiś zagraniczny pasjonat opływowych kształtów produktu z Bielska-Białej proponuje właścicielowi „sto piątki" równą sumę pieniężną lub wymianę na inny samochód, którym okazuje się kilkuletnie lamborghini.
W takiej sytuacji nie mamy wątpliwości, że „wymiana" auta na gotówkę jest na „sto procent" źródłem podatkowego przychodu. Ale wielu nie ma świadomości, że tak samo trzeba potraktować oddanie jednej rzeczy w zamian za inną, zwłaszcza gdy wartość „oddawanej" jest realnie niższa od nabywanej.
Takie same zasady obowiązują wtedy, gdy pozbywając się własności jednych instrumentów finansowych, nabywamy na podstawie umowy inne instrumenty. Możemy tego dokonać nie tylko w ramach typowej umowy zamiany, ale również spełniając w miejsce świadczenia typowo pieniężnego świadczenie niepieniężne. Praktyka pokazuje, iż możliwości jest wiele, ale podatkowy klucz do rozwiązania wątpliwości sprowadza się do jednego stwierdzenia – jeśli tylko to, co otrzymaliśmy w zamian za przykładową „syrenkę", ma jakąkolwiek wartość, zbycie jest odpłatne, a przychód należy wykazać w zeznaniu podatkowym. Pół biedy, jeśli otrzymane instrumenty mają wartość mniejszą, niż oddawana syrenka. Np. równowartość lusterka od lamborghini. W takim przypadku ponieśliśmy stratę i podatku nie zapłacimy.
Ale pułapka, w jaką możemy wpaść, wiąże się z tym, że to, co strony w umowie zamiany uznają za ekwiwalentne, w rzeczywistości takie nie jest, a wartość nabytych papierów wartościowych potrafi być wyższa niż wartość instrumentów, których się pozbywamy. Podatek również może być znaczny, mimo że w kieszeni, po całej transakcji nie mamy ani grosza na jego zapłatę. Jeśli więc trafimy na kogoś, kto za syrenkę zdecydował się nam oddać prawdziwe Lambo, przed odpaleniem ryczącego silnika odłóżmy do schowka pieniądze na podatek.