Czy giełda skorzysta na PPK?

Ostatnie lata i przypadek zmian w OFE dobitnie pokazały, jak daleko teorie są od rynkowej rzeczywistości.

Publikacja: 28.02.2018 04:00

Na temat PPK można byłoby napisać całą serię felietonów. Mimo iż nie mówiło się o nich przesadnie dużo, ich znaczenie może być spore i to na wielu płaszczyznach. Jeśli projekt w formie zbliżonej do obecnej zostanie przyjęty, dla 11 milionów pracujących PPK mogą stać się istotnym elementem zabezpieczenia emerytalnego. Nie obejmą jednak ponad 4 milionów pracujących, w tym słabo obecnie zabezpieczonej grupy rolników. Będą mieć istotny wpływ na koniunkturę, osłabiając nieco presję płac i popyt konsumpcyjny, ale tworząc jednocześnie kapitałową podwalinę pod wzrost stopy inwestycji. Chciałbym jednak skoncentrować się na jednym aspekcie – wpływie na wyceny spółek z GPW, ponieważ wpływ ten może być niebagatelny.

Gdybyśmy chcieli trzymać się teorii efektywnych rynków finansowych, dywagacje można byłoby zamknąć w jednym zdaniu – żadnego wpływu nie będzie. Dlaczego? Ponieważ hipoteza efektywnych rynków zakłada, że jeśli pojawi się dodatkowy krajowy kapitał inwestujący w krajowe spółki, wyprze on innych inwestorów, utrzymując jedyną racjonalną w danym momencie cenę. Jednak ostatnie lata i przypadek zmian w OFE dobitnie pokazał, jak daleko teorie te są od rynkowej rzeczywistości. Jako punkt odniesienia wezmę relację indeksu Eurostoxx50 i WIG20. Na początku 2010 r. wynosiła ona około 1,2, w połowie 2011 r. spadła poniżej 1, w 2014 r. ponownie przekroczyła 1,2, zaś w roku 2016 było to nawet 1,8 – to bardzo duże różnice jak na indeksy bazujące na akcjach dużych firm z obszaru gospodarczego, gdzie koniunktura jest mocno powiązana. Oznaczają one, że mimo eurokryzysu Eurostoxx zyskał 80 proc. względem WIG20 pomiędzy latami 2011 a 2016. Nałóżmy na to zmiany w OFE – do maja 2011 r. pieniądze z funduszy emerytalnych płynęły na giełdę szerokim strumieniem. Ponieważ gospodarka była na etapie ożywienia, suma składek rosła z miesiąca na miesiąc i zakupy akcji netto osiągały średnio 600 mln zł miesięcznie. Ograniczenie składki do OFE mocno uszczupliło ten strumień – w ciągu kolejnych trzech lat OFE mogły wydawać na akcje już tylko około 250 mln zł miesięcznie.

Wtedy przyszedł ostateczny cios – umorzenie obligacji z portfeli funduszy oraz wybór pomiędzy OFE a ZUS, który mocno faworyzował ten drugi. Naturalnie nałożenie tych wydarzeń na relatywne zachowanie się WIG20 czy innych indeksów GPW jest uproszczeniem – wpływ miały także inne czynniki, np. relatywna słabość rynków wschodzących w tym okresie. Trudno jednak uznać, że te istotne zmiany w strumieniach zakupów akcji przez OFE były dla notowań neutralne. Teraz jest szansa na zmianę w drugim kierunku.

Pytanie zatem brzmi: jak dużo i kiedy? Rząd szacuje, że od 2021 r. do programu wpływać będzie 15 mld zł. Ta kwota jest jednak dość trudna do oszacowania, ponieważ program z założenia jest dobrowolny. Kalkulacja zakłada 75-proc. partycypację oraz minimalną składkę, łącznie na poziomie 3,5 proc. płacy brutto. Moim zdaniem te szacunki można uznać za dość konserwatywne. Faktem jest, że w obecnym kształcie nie ma wielu zachęt do zwiększania składki powyżej minimum (do maksymalnie 8 proc.), a część osób otrzymujących niskie wynagrodzenia może nie decydować się na ograniczenie dochodu netto nawet pomimo ewidentnej korzyści wynikającej z kontrybucji pracodawcy. Jednak dla większości zatrudnionych oferta wygląda korzystnie, spodziewam się też, że spółki z udziałem Skarbu Państwa będą zdecydowanie ten program promować. Wreszcie wysoka dynamika funduszu płac z roku na rok będzie podnosić bazę do odprowadzania składek.

Dużym znakiem zapytania będzie skład portfeli TFI. Z zapisów projektu można się domyślić, że portfele dla osób, którym do emerytury pozostało niewiele czasu, będą składać się głównie z obligacji. Nie ma limitu zaangażowania w akcje, a ponieważ długi horyzont inwestycyjny promuje tę grupę aktywów, należałoby założyć, że będzie ono znaczące. Wydaje się, że 40 proc. zaangażowania w krajowe akcje ponownie jest konserwatywnym założeniem. Te dwa konserwatywne założenia dają kwotę 500 mln zł dodatkowego popytu na akcje – sporo.

Czy zatem stoimy u progu nowej hossy na GPW? Taki wniosek byłby oczywiście nieuprawniony. Globalne rynki są zapewne bliżej jej końca, również ewentualne inwestycje w ramach PPK rozpoczną się najwcześniej w 2019 r. i początkowo będą to śladowe kwoty. Z drugiej strony rynki dyskontują przyszłe wydarzenia i samo wejście projektu w życie może zauważalnie zwiększyć atrakcyjność naszego rynku.

Felietony
Ten rok powinien przynieść spadek rentowności
Felietony
Droga do różnorodności
Felietony
Atrakcyjność inwestycyjna krajów azjatyckich
Felietony
Dlaczego łańcuchy dostaw mogą być zmorą dyrektora finansowego?
Felietony
Obowiązek, moda czy nowy język biznesu?
Felietony
Polska jedną z najbardziej atrakcyjnych