Plan połączenia dwóch największych, polskich firm paliwowych rozgrzewa inwestorów do czerwoności. Kursy obu spółek rosły zawsze, gdy informacja o fuzji obrastała w nowe konkrety. Nic dziwnego – w zasadzie każde scalenie spółek notowanych na giełdzie jest pozytywnie odbierane przez akcjonariuszy i rynek, bo prowadzi do umocnienia „większego" w konkurencyjnym otoczeniu, daje korzyści z efektu skali, no i świadczy, nawet jeśli pozornie, o tym, że ktoś i gdzieś ma konkretne plany o „potędze".
Tym razem, choćby oficjalnie, motywacje są właśnie takie. To plany, by podjąć ekspansję poza granicami kraju. Nie nowe, bo przecież sam Orlen podejmował już kilka prób wyjścia na sąsiednie rynki. Na ile próby te były uzasadnione ekonomicznie, a na ile popychane politycznie, trudno rozsądzić, ale i tym razem o połączeniu częściej wypowiadają się politycy, co sugeruje, że „plany" o międzynarodowej potędze polskiego koncernu spod znaku orła, mają znów wartość wierszy z tomika pt. „Sny o potędze".
Inwestorzy jednak dobrze odczytują znaczenie idei połączenia. Spółka która docelowo miałaby miażdżącą przewagę na rynku hurtowej i detalicznej sprzedaży paliw, zdominuje rynek i dobije ostatnim ciosem wszelką konkurencję na polskim rynku. To z pewnością zwiększy zyski akcjonariuszy, w tym głównego z nich – Skarbu Państwa. Pamiętać przy tym należy, że akcjonariusz państwowy jest szczególnie zainteresowany polityką cenową paliwowych detalistów, ponieważ czerpie zyski nie tylko klasycznie, w postaci dywidendy, ale również poprzez podatki ukryte w benzynie i oleju napędowym. Ich procentowa wartość sugeruje, że nawet gdyby doprowadzić połączoną spółkę do upadłości przez niegospodarność (niemożliwe), „podatkowa" dywidenda płynęłaby do skarbca rządowego do samego końca.
Gdy mijam w mojej okolicy miejsce, gdzie Orlen i Lotos mają stacje tuż obok siebie i spoglądam na jednakowo wysoką cenę benzyny umieszczoną na dwóch doświetlonych słupach, myślę, że, kupując akcje paliwowych gigantów, inwestorzy mają prawo cieszyć się ze wzrostu kursu akcji i myśli o sowitej dywidendzie. Takie zyski przydadzą się im, żeby przynajmniej częściowo opłacić podwyższone koszty zakupu paliwa na polskich stacjach benzynowych. To taka „fuzja", którą symbolicznie przystawią im do skroni...