Przesłuchanie nowego prezesa Rezerwy Federalnej J. Powella przed amerykańskim Kongresem wywołało sporo zamieszania na rynkach finansowych. Inwestorzy, którzy dotychczas nie do końca wierzyli w zapowiedzi i projekcje Fedu mówiące o trzech podwyżkach stóp procentowych w tym roku, zaczęli oczekiwać czterech ruchów w górę po 25 pkt. Na początku marca rynek z 35-proc. prawdopodobieństwem uwzględniał w cenach taki scenariusz.
Perspektywa względnie szybko rosnących stóp, tym bardziej po pięciu wcześniejszych krokach, to nie najlepsza wiadomość dla posiadaczy akcji. Oznacza wzrost kosztów finansowania i spadek zysków firm. Na tym między innymi opieram prognozę wznowienia spadków cen na Wall Street w I kwartale, w tym opcję pogłębienia dołków przez podstawowe indeksy.
To, że rynek akcji nie lubi podwyżek stóp w zaawansowanej fazie cyklu zacieśniania polityki pieniężnej, jest faktem potwierdzonym wielokrotnie w historii (dokładnie odwrotnie jest, gdy bank centralny go rozpoczyna; potwierdzenie trwania dobrej koniunktury). Kluczowym pytaniem jest, na ile realne jest ich podniesienie w takim wymiarze w 2018 r. oraz czy w ogóle zasadne jest tak głębokie zaostrzenie warunków kredytowych.
Jeśli chodzi o pierwszy aspekt wydaje się, że Rezerwa Federalna pod przywództwem J. Powella oraz w tym składzie głosujących w Federalnym Komitecie Otwartego Rynku (FOMC) jest istotnie bardziej „jastrzębia" niż poprzednio. W 12-osobowym gronie nie głosuje w tym roku ani ultragołąb, szef Fedu z Minneapolis N. Kashkari, ani jastrząb-zmieniony-w-gołębia J. Bullard z St. Louis, ani prezydent oddziału z Chicago Ch. Evans. I oczywiście J. Yellen. Prawo głosowania nabyli natomiast „od zawsze" jastrzębia L. Mester (Cleveland) oraz uważany za umiarkowanego „drapieżnika" J. Williams (San Francisco). Za zwolennika stopniowego podnoszenia stóp (centrysta) uznaje się trzeciego z czwórki rotujących członków FOMC R. Bostica z Atlanty. Ostatni, T. Barkin, jest od niedawna szefem Fedu w Richmond i nie miał zbyt wielu okazji do publicznych wypowiedzi.
Wśród ośmiu stałych członków FOMC, oprócz J. Powella, którego po ostatnim wystąpieniu przed Kongresem nie można nie zaliczyć do jastrzębi, pozostają – podobnie jak prezes patrzący na politykę pieniężną – W. Dudley (w połowie roku odchodzi na emeryturę) oraz J. Williams. Ten ostatni uważany jest za centrystę, ale popiera postulat celowania przez Fed w konkretny poziom cen, co „dałoby większe pole manewru w kształtowaniu polityki monetarnej". M. Goodfrienda (nominowany 29 listopada, niezatwierdzony), choć jest wciąż mało znany rynkom, część zalicza do umiarkowanych jastrzębi. R. Quarles jest w Fedzie od stycznia, więc niewiele można powiedzieć o jego nastawieniu. Jedyną zdeklarowaną gołębicą pozostaje w zasadzie tylko L. Brainard (wciąż widzi słabości rynku pracy). Trzech członków Rady Zarządzających nadal czeka na nominacje prezydenta Trumpa i zatwierdzenie przez Senat. Racjonalne jest więc oczekiwanie, że tempo przeprowadzenia podwyżek może zostać zwiększone.