Podatkowe interpretacje indywidualne stały się powszechne. Na tyle powszechne, że łatwość ich uzyskania utwierdza podatników, doradców podatkowych i innych zainteresowanych, że chronią, pomagają, wskazują sposób postępowania, gwarantujący bezpieczeństwo fiskalne.

Ja zawsze byłem wrogiem interpretacji oficjalnych. Piszę „wrogiem" w pełnym znaczeniu tego słowa. Podstawowa wada interpretacji indywidualnych wynika z tego, że są one wydawane przez organy podatkowe, nawet jeśli nie tożsame z tymi, które prowadzą później postępowania, to jednak ewidentnie nakierowane na pilnowanie interesów fiskusa. Kolejna ułomność tych dokumentów polega na tym, że ich skuteczność jest uzależniona od jakości składanego wniosku, a tu – niespodzianka – możemy założyć, że żaden wniosek nie jest doskonały. Podatnik, opisując stan faktyczny, czasem pomija przypadkowo jakieś drobne jego elementy lub pojedynczy szczegół, a wtedy uzyskana przez niego interpretacja zamienia się w pułapkę.

Na koniec ostatnia wada interpretacji, która niszczy system niejako od środka. Nadużywanie ich znaczenia, zwłaszcza przez doradców podatkowych, sprawia, że profesjonalna interpretacja przepisów zamienia się w interpretację interpretacji. Wystarczy dostęp do internetu, dobra wyszukiwarka lub informatyczne aplikacje do wyszukiwania takich publikacji, aby opinia doradcy podatkowego z analizy merytorycznej, doktrynalnej lub językowej przepisów zamieniła się w „przebój" sklejony ze zwrotek cudzych utworów.

Od wielu lat nasila się tendencja do prowadzenia „akcji kontrolnych", które fiskus przeprowadza w wybranych przez siebie tematach. Nieprzypadkowo tematy te pokrywają się z problemami poruszanymi powszechnie w interpretacjach. Nietrudno zbierać dane o podatnikach posiadających wątpliwości, jeśli występowali oni kiedyś z wnioskiem o interpretację. Nietrudno uznać, że po czterech latach od złożenia zeznania, upojeni „pozornym bezpieczeństwem" zapomnieli już o tym, że przepisy mogą być nadal niejasne, a organy podatkowe całą niejasność potrafią zamienić w skuteczną broń przeciw bezbronnym – jak zawsze – podatnikom. Problemem są też orzeczenia sądów administracyjnych, które dotyczą interpretacji, a nie decyzji wymiarowych. Ich znaczenie – zresztą również nadużywane – ma także mniejszy ciężar gatunkowy, niż orzeczenia zapadające w postępowaniach dotyczących konkretnych kwot.

Wystarczy spojrzeć na tematy, które przewijały się kilka lat temu w interpretacjach dotyczących rynku finansowego... Tematy faktycznie nierozwiązane, bo przykryte bezwartościowymi wywodami, ukrytymi za ścianą formalnego języka lub wyeliminowane drastyczną zmianą przepisów. Skomplikowane transakcje, przekształcenia, emisje, zamiany i temu podobne projekty, o których urzędnicy mieli tyle pojęcia, ile przeczytali w przesyłanych wnioskach. Są tam z pewnością zagadnienia, za którymi ukrywają się istotne kwoty, warte grzechu. Grzechu popełnianego przez fiskusa w ostatnich latach z narastającą rozkoszą...