W kontekście wydarzeń politycznych przez znaczną część minionego roku uwagę przykuwała sytuacja we Francji. Na przełomie lat punktem zainteresowania stało się mozolne wykuwanie koalicji w Niemczech. Po marcowych wyborach we Włoszech jest duża szansa, że w kolejnych miesiącach to właśnie ten kraj będzie skupiał uwagę mediów i obserwatorów. Wyniki wyborów do włoskiego parlamentu z jednej strony nie wskazują bowiem, kto mógłby (na dłuższą chwilę) objąć rządy, z drugiej obrazują rosnącą siłę radykalnych ugrupowań.

Na obecną sytuację polityczno-społeczną warto spojrzeć w kontekście stanu gospodarki, a w zasadzie wielkiego regresu gospodarczego we Włoszech na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Jeszcze w połowie minionej dekady nominalny produkt krajowy brutto (PKB) Włoch kształtował się na poziomie 2/3 niemieckiego i 85 proc. francuskiego. Dziś stanowi już tylko odpowiednio: nieco ponad 50 i 75 proc. To wszystko pomimo faktu, że w obu krajach tempo rozwoju w ostatnich kilkunastu latach było raczej żółwie. Jeszcze wyraźniej swego rodzaju degradację włoskiej gospodarki widać, gdy weźmie się pod uwagę PKB per capita. Otóż okazuje się, że po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej w ciągu kilkunastu ostatnich lat spadł on z blisko 100 proc. poziomu niemieckiego do zaledwie 3/4. W odniesieniu do całej UE, o ile na początku minionej dekady dochód przypadający na przeciętnego Włocha był 20 proc. wyższy niż średnio w Unii, to dziś jest o ok. 5 proc. niższy. Dramatyczna zmiana nastąpiła, jeśli porówna się Włochy do dynamicznie rozwijających się krajów, takich jak Polska; jeszcze kilkanaście lat temu dochód na mieszkańca był we Włoszech 2,5-krotnie wyższy niż w Polsce, dziś ta przewaga wynosi już jedynie 40 proc. Trudno się jednak dziwić takiej sytuacji, jeśli w ujęciu realnym PKB Włoch jest dziś na poziomie, na którym był w... 2002 r. i wciąż jeszcze nie odrobił strat spowodowanych globalnym kryzysem finansowym.

Na tle powyższych danych ubiegłoroczny wzrost o 1,5 proc. (najwyższy od 2007 r.) może u niektórych budzić nadzieję na lepsze czasy, ale są one raczej płonne. Wielu wydaje się, że głównym problemem jest dług publiczny, który stanowi 130 proc. PKB (drugi w UE po Grecji). Biorąc jednak pod uwagę olbrzymi majątek zakumulowany we Włoszech, kwestię długu można stosunkowo łatwo rozwiązać. Znacznie większym wyzwaniem jest niska konkurencyjność włoskiej gospodarki i malejąca produktywność. To dobitny przykład kraju, który w pewnym momencie zatrzymał się w miejscu, nie umiał się dostosować do zachodzących globalnie zmian. Dziś, pomimo że wciąż kojarzony jest z wieloma prestiżowymi markami, znany z wysmakowanego designu, to zatracił umiejętność przekuwania tych aktywów i kompetencji na sprawnie funkcjonujący i konkurencyjny model gospodarczy. Na te słabe fundamenty nawarstwiają się dziś inne problemy, chociażby te związane z rynkiem pracy (duży udział gospodarki nieformalnej, 35-proc. bezrobocie wśród ludzi młodych).

Gdzie szukać pierwotnych źródeł włoskich problemów gospodarczych? Według jednych w decyzji o wejściu do strefy euro, w sytuacji niskiej konkurencyjności otoczenia biznesowego i braku alternatywnych przewag (np. w postaci niskich podatków). Według innych winą za problemy należy obarczyć duże strukturalne zróżnicowanie północy i południa kraju. Wreszcie są tacy, którzy główne źródło problemu widzą we włoskim systemie społeczno-politycznym, który przez lata prowadził do złych wyborów w zakresie polityki gospodarczej. I to ten ostatni czynnik wydaje się najbardziej prawdopodobny.

Patrząc w szerszym kontekście, sytuacja we Włoszech to przestroga dla krajów takich jak Polska, że sukces (Włochy przez kilka dziesięcioleci po wojnie prężnie się rozwijały) nie jest dany raz na zawsze i nieustannie trzeba o niego dbać. Ta prawda wybrzmiewa szczególnie silnie w dzisiejszych czasach, globalizacji i dynamicznego postępu technologicznego. Z kolei dla Unii jako całości sytuacja we Włoszech powinna być przestrogą, że przy braku zdecydowanych reform, w tym tych ukierunkowanych na budowanie większej spójności społecznej, najbliższe spowolnienie wzrostu może się stać pożywką dla kolejnej fali radykalnych i populistycznych ruchów, na tyle wysokiej, że tym razem wyniesie je do władzy.