W środowisku niskich stóp procentowych oszczędności teoretycznie powinny płynąć w kierunku aktywów oferujących wyższą oczekiwaną stopę zwrotu w zamian za wyższe ryzyko. Efekt ten jak na obrazku widzieliśmy w USA, gdzie Fed niejednokrotnie oskarżany był o kreowanie bańki na rynku akcji.
W Polsce, gdzie stopy procentowe są najniższe w historii, jest jednak inaczej. Czy wynika to z ograniczeń dotyczących możliwości inwestycyjnych dla gospodarstw domowych? Jaką rolę odegrać tu mogą coraz bardziej popularne na świecie ETF-y?
Zacznijmy od liczb. W ciągu dwóch lat między kwietniem 2016 a marcem 2018 r. do funduszy inwestycyjnych napłynęło 16,5 mld zł. To niezbyt dużo, mniej niż 0,5 proc. PKB z tego okresu. Jednak nawet ta względnie niewielka kwota zmienia się jeszcze zdecydowanie na niekorzyść, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko fundusze akcji. Tu mamy prawdziwą tragedię – odpływ rzędu 4,5 mld zł w bardzo „konsekwentnym" stylu, aż 16 z 24 miesięcy według danych IZFA było pod kreską. Czym spowodowany jest taki stan rzeczy? Z pewnością nie tym, że gospodarstwa domowe nie mają pieniędzy. W omawianym okresie zwiększyły depozyty bankowe o imponujące 80 mld zł. Trudno zrzucić winę na sytuację ekonomiczną – polska gospodarka rozwija się najszybciej od kilku lat, europejska gospodarka obudziła się z letargu, a na świecie zaczął się właśnie dziesiąty rok hossy. Pomimo tych wszystkich przesłanek Polacy decydują się konsekwentnie redukować swoje i tak nieduże zaangażowanie w akcje i odkładać pieniądze na marnie oprocentowanych depozytach, które po uwzględnieniu podatków i inflacji najczęściej przyniosą realną stratę. Dlaczego?
Powodów oczywiście może być wiele. Winę zrzucać można na inwestorów zagranicznych, którzy woleli w ostatnich latach rynki rozwinięte. Z pewnością nie pomogły zmiany w systemie emerytalnym, które zatrzymały napływ kapitału na rynek, zniechęcając poprzez jego słabość inwestorów indywidualnych, brakowało też debiutów z przytupem, które w przeszłości przyciągały szerszą grupę inwestorów. Ja jednak skoncentruję się na trzech... trzech procentach, ponieważ tyle w Polsce wynosi opłata za zarządzanie w funduszach akcji.
To sporo. W badaniach nad stopami zwrotu z rynku akcji tak zwaną premię za ryzyko szacuje się na 4–5 punktów procentowych. Innymi słowy, inwestując w akcje, dostaniemy w długim okresie o te 4–5 pp. więcej, niż gdybyśmy złożyli pieniądze w bezpiecznym depozycie, ponieważ akceptujemy ryzyko zmienności cen. Jeśli zatem odejmiemy od tego opłatę rzędu 3 proc., nie zostanie już wiele, a często klientom oferowane są produkty parasolowe, które przewidują dodatkowe opłaty. Gdy mamy silną hossę i indeksy rosną w tempie dwucyfrowym te opłaty jeszcze da się „zatuszować", jeśli jednak rynek jest słaby, dla większości osób staje się jasne, że nie jest to najlepszy interes.