Świetny początek roku w wykonaniu światowych rynków akcji pozostawał w I kw. w całkowitej sprzeczności z doniesieniami napływającymi z realnej gospodarki. Indeksy na Wall Street wzrosły w trzy miesiące o ponad 20 proc., podczas gdy kwartalne tempo wzrostu PKB było na początku roku symboliczne. Według szacunków oddziału Fedu w Atlancie (GDPNow) wyniesie zaledwie 0,3 proc. wobec 2,6 proc. podawanych wstępnie za IV kw. i 3,4 proc. z III kw. ub.r.
Giełdy do końca 2018 r. dyskontowały pogorszenie koniunktury, które obecnie uwidacznia się w twardych danych, publikowanych z 1–3-miesięcznym opóźnieniem. Bardzo szybko jednak przeszły do kontynuowania dominujących, wieloletnich trendów oddających choćby to, że w maju amerykańska gospodarka wyrówna rekord długości trwania ożywienia (120 miesięcy, równe dziesięć lat).
Z różnych regionów świata pojawia się coraz więcej sygnałów sugerujących, że rynek miał rację, szybko negując oznaki kryzysu. Skłaniają mnie one do postawienia tezy, że mimo podtrzymywania obaw, fali obniżek prognoz PKB, a być może i ratingów, niepewności i „ściany strachu", światowa gospodarka będzie w tym roku mieć się dobrze.
Wszystko wskazuje na to, że spowolnienie z II poł. 2018 r. miało przejściowy, „subiektywny" charakter. Wywołały je niepewność i negatywne wizje, co do tego, co przyniesie wojna handlowa. Było też wynikiem ułomności lokalnych rynków czy sektorów (kryzys w niemieckim przemyśle samochodowym, spadek sprzedaży półprzewodników), ale nie było powodowane czynnikami o głębszym podłożu.
W efekcie zwiększenia protekcjonizmu rzeczywiście miał miejsce spadek obrotów handlowych, który na przełomie roku przyjął dość niepokojące rozmiary. Jednak podpisane nowe (USMCA) i planowane umowy, które mają zmniejszyć restrykcje w wymianie, w tym przede wszystkim oczekiwane porozumienie USA–Chiny, powinny te tendencje powstrzymać.