Duzi i mali chcą zarobić na miejskich mikropodróżach

Po ubiegłorocznych wynikach Nextbike – notowana na NewConnect firma – szacuje, że ma ok. 80-proc. udział w rynku rowerów miejskich w Polsce

Publikacja: 01.07.2019 06:05

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

W wielkich miastach Europy i USA coraz popularniejsze są nowe formy komunikacji. Wypożyczane na minuty rowery, hulajnogi, skutery i auta są z reguły domeną startupów. Inwestorzy pompują w nie pieniądze, licząc, że z czasem te młode firmy przejmą strumień gotówki, który dziś wydawany jest na przejazdy własnym autem lub taksówką.

Biznesowa gra toczy się o duże pieniądze. W wielkich miastach większość podróży odbywa się na stosunkowo krótkich, kilkukilometrowych dystansach. Według szacunków firmy doradczej McKinsey, jeśli firmom wypożyczającym hulajnogi i rowery uda się przejąć 8–15 proc. takich mikropodróży, to w Europie ten rynek do 2030 r. wart będzie 100–150 mld dolarów.

Z punktu widzenia mieszkańca Warszawy – dla globalnych graczy jest najbardziej interesującym miastem w Polsce – zaawansowanie nowej miejskiej mobilności wygląda bardzo dobrze. Miasto zadbało o możliwość pożyczania rowerów, a firmy prywatne zasypały stołeczne ulice tysiącami e-hulajnóg na minuty. Do tego jest całkiem sporo samochodów wypożyczanych na minuty. Można skorzystać z usługi firm kojarzących pasażerów z kierowcami aut osobowych. Widoczne są też skutery, które podobnie jak auta, hulajnogi i rowery można pożyczyć za pomocą aplikacji zainstalowanej w smartfonie.

Innymi słowy wszystkie światowe trendy są w Warszawie obecne. Jednym się to podoba, bo stwarza nowe możliwości w przemieszczaniu się po mieście. Innym mniej, bo całkiem często się zdarza, że rowerzyści łamią przepisy i zamiast drogami dla rowerów jeżdżą po chodnikach. Po chodnikach śmigają też e-hulajnogi i stwarzają nie mniejsze zagrożenie dla pieszych niż rowery. Na dodatek te elektryczne pojazdy nie mają – w odróżnieniu od miejskich rowerów – wyznaczonych miejsc do pozostawiania, więc często, gęsto porzucane są gdzie popadnie. Z kolei firmom świadczącym usługi kojarzenia kierowców i pasażerów taksówkarze zarzucają nieuczciwą konkurencję.

Nowa miejska mobilność, aby na trwałe zaistnieć, musi się opłacać. Widać to na przykładzie chińskich rowerowych startupów, które zbankrutowały, mimo że wpompowano w nie olbrzymie pieniądze. Dwaj notowani na giełdach w USA giganci przewozów pasażerskich – Uber i Lyft – także nie zarabiają na siebie i – zapewne z ostrożności procesowej – w prospektach ostrzegały, że zysk może nigdy się nie pojawić.

Ostatnie kilkanaście miesięcy przyniosło boom e-hulajnóg. Na ulicach pojawiły się pojazdy globalnych marek takich jak Lime (od inwestorów pozyskał 765 mln dolarów) i Bird (pozyskał 415 mln dolarów), a także mniejszych często lokalnych graczy. W Wiedniu e-hulajnogi oferuje sześć firm, w Paryżu – 12, a w Warszawie – pięć.

McKinsey wylicza, że przy cenie e-hulajnogi na poziomie 400 dolarów zwraca się ona w USA po około czterech miesiącach wypożyczania średnio przez 90 minut dziennie. Problemem jest – co zauważa firma badawcza Strategy Analytics – że średni czas życia e-hulajnogi na minuty jest krótszy niż owe cztery miesiące (wynosi w zależności od kraju i miasta od miesiąca do trzech), a uszkodzone pojazdy z reguły nie są naprawiane tylko wymieniane na nowe. Ten krótszy czas życia potwierdzają również inni, ale sugerują, że nawet wtedy e-hulajnoga może zarobić na siebie, jeśli uda się zwiększyć czas przejazdu.

Po ubiegłorocznych wynikach Nextbike – notowana na NewConnect firma – szacuje, że ma ok. 80-proc. udział w rynku rowerów miejskich w Polsce; trzy czwarte jej przychodów pochodzi od samorządów – widać, że koszty związane z uszkodzeniami, dewastacją i kradzieżami udostępnianego sprzętu są istotnym czynnikiem mającym wpływ na rentowność. W ub.r. rosły one ponadtrzykrotnie szybciej niż przychody firmy i wyraźnie szybciej niż liczba udostępnianych rowerów.

Z kolei wyniki 4Mobility pozwalają się zorientować, jak opłacalne jest wypożyczanie aut na minuty. Notowana na NewConnect, działająca w Warszawie i Poznaniu spółka w ostatnich raportach kwartalnych podkreślała, że silnie odczuwa konkurencję, co wprost przekładało się na jej wyniki i niknące w oczach zasoby gotówki. Ogłoszone w końcu kwietnia i sfinalizowane w początku maja przejęcie kontroli nad spółką przez grupę PGE – co wiązało się z wpompowaniem w firmę 15 mln zł – dało w 4Mobility szansę na drugie życie w chwili, gdy na stołeczny rynek wszedł kolejny gracz innogy go!.

Konkurencyjny Tarficar wiosną – a więc tuż po pojawieniu się innogy go! – w praktyce zniknął z warszawskich ulic. Stołeczną flotę aut z silnikiem spalinowym przeniósł do innych miast, licząc, że samochody będą tam efektywniej wykorzystywane i zarobią na siebie.

Tomasz Świderek publicysta ekonomiczny

Felietony
Potrzeba deregulacji wraca jak bumerang
Felietony
Ulga dla kredytobiorców, niższe zyski oszczędzających
Felietony
Zmierzch zielonej „ściemy”
Felietony
Ożywianie relacji inwestorskich
Materiał Promocyjny
PZU ważnym filarem rynku kapitałowego i gospodarki
Felietony
Gospodarka o obiegu zamkniętym – przewodnik inwestora
Felietony
Pomoc państw Azji Wschodniej w odbudowie Ukrainy