Maklerzy odchodzą do lamusa

Plany uczynienia z warszawskiej giełdy regionalnego centrum finansowego kończą się postępującą marginalizacją i trwającą od lat walką rodzimych biur maklerskich o przetrwanie.

Publikacja: 10.07.2019 05:00

Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych

Roman Przasnyski, analityk rynków finansowych

Foto: materiały prasowe

Choć koncepcja jednolitej licencji bankowej, umożliwiająca bankom bezpośrednie działanie na giełdzie, bez konieczności wydzielania usług maklerskich, jest jeszcze na etapie przygotowywania regulacji, banki już chętnie w tym kierunku zmierzają, włączając domy maklerskie w swoje struktury.

CDM Pekao i DM Banku Handlowego, dwa najstarsze i do niedawna wiodące domy maklerskie, kończą działalność w dotychczasowej formie. Wcześniej decyzje o włączeniu domów maklerskich w bankowe struktury podjęły BZ WBK, ING BSK i mBank. Te zmiany wiążą się z nadziejami, jak i zagrożeniami dla naszego rynku kapitałowego.

Gdy w latach 1990–1991 Igor Chalupec i Sławomir Horbaczewski z pionierską pasją organizowali pierwsze w powojennej Polsce biura maklerskie, z pewnością byli przekonani, że ten biznes będzie się rozwijał, i raczej nie zakładali jego likwidacji, choć zdawali sobie sprawę, że model działania będzie się zmieniał. Chalupec, sam wówczas bardzo młody, postawił na zespół składający się z ludzi, którzy dopiero co skończyli studia i nie mieli doświadczenia zawodowego, a w szczególności w instytucjach rynku finansowego. W COK Banku Handlowego roiło się od znanych nazwisk. Mimo tych różnic oba biura przez wiele lat dominowały na polskim rynku i rywalizowały o miano najbardziej aktywnych podmiotów maklerskich, choć w różnych kategoriach. CDM Pekao celował głównie, choć nie wyłącznie, w inwestorów indywidualnych oraz organizację emisji akcji, zaś COK BH specjalizował się w obsłudze inwestorów zagranicznych.

Obecnie udział w giełdowych obrotach naszych inwestorów indywidualnych jest najniższy w historii i sięga zaledwie 12 proc. Dominują gracze zagraniczni, odpowiadający za 61 proc. handlu akcjami. Ich obsługę zapewniają głównie Merrill Lynch, JP Morgan i Morgan Stanley, coraz skuteczniej wypychając z rynku polskie biura. Można by powiedzieć, że tak duża aktywność renomowanych banków inwestycyjnych to dowód rosnącej pozycji naszego rynku, gdyby nie fakt, że dla takich tuzów polskie akcje stanowią margines działalności, udział globalnych graczy zwiększa się kosztem krajowych, a kapitał zagraniczny nie trafia do polskich firm, lecz podtrzymuje gasnący rynek wtórny, koncentrując się na walorach kilkunastu największych i najbardziej płynnych spółek.

Plany uczynienia z warszawskiej giełdy regionalnego centrum finansowego kończą się postępującą marginalizacją i trwającą od lat walką rodzimych biur maklerskich o przetrwanie. Niedawny awans GPW do rynków rozwiniętych to sukces bardziej medialny niż realny, biorąc pod uwagę symboliczny udział polskich akcji w indeksie FTSE Developed, tym bardziej że towarzyszy mu ograniczenie roli naszego rynku we wskaźnikach rynków wschodzących, gdzie musimy ustąpić miejsca Chinom, Argentynie i Arabii Saudyjskiej.

Kwestia tego, czy włączenie działalności maklerskiej do bankowych struktur przyniesie zwiększenie roli rynku kapitałowego, czy też pogłębi jego marginalizację, nie jest przesądzona. Trudno jednak spodziewać się, że za pośrednictwem bankowych placówek akcje spółek trafią „pod strzechy", a nawet można obawiać się takiej sytuacji. Dystrybucja obligacji korporacyjnych poprzez bankową sieć przyniosła już sporo problemów i doprowadziła do narzuconego przez KNF ograniczenia aktywnej roli banków w tym zakresie. A przecież rynek akcji niesie ze sobą równie duże, jeśli nie większe, zagrożenia. Maklerzy i ich kompetencje rozpłyną się najpewniej w bankowej masówce i preferowanych przez nią produktach, czyli głównie lokatach i kredytach. Naszym bankom daleko do modelu anglosaskiego, w którym do rynku kapitałowego nie trzeba nikogo przekonywać.

Branżę maklerską czekają duże zmiany. Droga do nich wiedzie jednak raczej nie przez ograniczanie roli profesjonalistów na rzecz „wielofunkcyjnych" stanowisk bankowych, lecz przez nowoczesne technologie, które pozwolą uwolnić maklerów od czynności formalnych i umożliwią skoncentrowanie się na istocie tego zawodu, czyli pomaganiu inwestorom oraz spółkom w podejmowaniu decyzji. Na tym polega rola maklerów Merrill Lyncha, JP Morgana i Morgana Stanleya i siła tych instytucji. I tego polskim biurom maklerskim oraz rynkowi potrzeba. Po latach ograniczania roli maklerów i sprowadzania ich do przysłowiowych „maklomatów" teraz poprzez jednolitą licencję bankową usiłuje się szerzej otworzyć furtkę do rynku kapitałowego, co jest kierunkiem słusznym, ale ryzykownym, jeśli nie zachowa się wysokich standardów kompetencyjnych w kontaktach z klientami.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie