W poniedziałek SEG miało przyjemność gościć przedstawicieli naszej brukselskiej organizacji EuropeanIssuers i krajowych organizacji emitenckich z największych rynków UE. Dyskutowaliśmy o problemach finansowania i funkcjonowania małych i średnich emitentów. Co do zasady problemy te są podobne we wszystkich krajach unijnych, ale podejście do ich rozwiązywania jest bardzo różne i daje nadzieję na przetrwanie tej grupy przedsiębiorstw.
Największym problemem małych spółek jest to, że nie są duże. Im mniejsza spółka, tym większe są dysproporcje między wymogami a możliwościami ich spełnienia. Spółki notowane ponoszą bardzo wiele kosztów stałych związanych z koniecznością utrzymania infrastruktury rynku oraz spełnienia wymogów regulacyjnych. W przypadku dużych emitentów koszty te są relatywnie niższe i są rekompensowane możliwością dostępu do kapitału (choć w ostatnich latach – z uwagi na niskie wyceny – dość iluzoryczną), natomiast mniejsze spółki nie mają takich możliwości. Jeśli kapitalizacja połowy notowanych spółek nie przekracza 6 mln euro (czy – idąc nieco dalej – kapitalizacja 70 proc. spółek nie przekracza 20 mln euro), to przecież nie mogą się one stać obiektem zainteresowania inwestorów instytucjonalnych, zwłaszcza zagranicznych.
Problemy związane z notowaniem małych spółek powstają na bardzo wczesnym etapie tworzenia regulacji. Z oczywistych względów mikroprzedsiębiorstwa nie mają zasobów, aby śledzić różnego rodzaju prace studyjne, które następnie wyewoluują w różnego rodzaju nieformalne dokumenty, będące z kolei podstawą do formułowania założeń regulacji, a następnie już konkretnych przepisów. W związku z powyższym, z perspektywy prawodawców małe spółki na giełdach nie występują (bo nie są reprezentowane w pracach regulacyjnych), a konkretniej rzecz ujmując – w ich percepcji małe spółki też są notowane, ale te „małe" to przedsiębiorstwa tylko nieco mniejsze od tych największych, które mają swoje przedstawicielstwa w Brukseli.
Stąd idea unifikacji przepisów w myśl zasady „one size fits all", bo ten rozmiar jest (w percepcji prawodawców) porównywalny. Jak ktoś jest chudy, to będzie czuł się luźniej, jak ktoś jest bardziej obfity – to poczuje się nieco ściśnięty, ale prawodawcy nie mają świadomości, że szyty strój miałby być też noszony przez dzieci, dla których zbyt długie nogawki i rękawy przekształcają się w pętle zamotane na szyjach. Tytułem ilustracji warto dodać, że w pracach nad zdefiniowaniem małego i średniego przedsiębiorstwa pojawiły się dwie propozycje kryterium wartościowego – do 0,5 mld euro lub do 1 mld euro. W zależności od przyjętego wariantu, spółek innych niż małe i średnie mielibyśmy na naszym rynku odpowiednio 37 (czyli 4,7 proc. wszystkich notowanych) lub 26 (3,3 proc.).
Pojawia się w tym miejscu klasyczne pytanie: „jak żyć?" i jest kilka interesujących odpowiedzi. Są takie rynki, gdzie proporcjonalność stosowania regulacji jest niejako zaszyta w sposobie ich egzekwowania. Jeśli wyliczono, że zapewnienie zgodności z MAR wymaga zatrudnienia sześciu osób, to w oczywisty sposób jest to nieproporcjonalne w odniesieniu do spółek notowanych na rynkach alternatywnych, a zatem nadzorca nie wymaga tworzenia i przestrzegania procedur, a jedynie zapewnienia realizacji najważniejszego celu tej regulacji, tj. takiej ochrony informacji, aby nie doszło do jej nieuprawnionego wykorzystania. To jest podwójnie dobre dla inwestorów, bo oznacza mniejsze koszty i lepszą ich ochronę, jeśli spółka koncentruje się na celu, a nie na procedurach.