W ostatnich dniach grono naukowców, fizyków i zwolenników nauk ścisłych zostało porażone zdjęciem rzekomego splątania kwantowego – zjawiska będącego przez wieki jedną z największych tajemnic nanoświata. Dwa fotony oddziaływujące na siebie stanami fizycznymi znalazły się w blasku flesza panów z Uniwersytetu w Glasgow. Fotka sama w sobie nie jest urokliwa i możliwe, że na Grand Press Photo pozostałaby niezauważona, jednakże właśnie teraz każdy z nas może sobie takowe zdjęcie wydrukować i powiesić nad biurkiem czy też załadować na pulpit. Tylko po co?

Zarobić na tym się raczej nie da, życie łatwiejsze nie będzie ani też awansu społecznego się nie uzyska. Dla większości z nas, inwestorów, graczy giełdowych, spekulantów, wykładowców czy też analityków, splątanie kwantowe posiada wartość abstrakcyjną – coś tam o tym słyszeliśmy, ale nie wiemy jak to jeść, a nawet gdyby na maila naszego wpadła instrukcja obsługi tego czegoś, to i tak prawym przyciskiem myszki folder SPAM zyskałby kolejnego lokatora.

Uczenie się czegoś na nowo, czy też podjęcie wysiłku, aby zrozumieć zawiłości, jakimi imał się Demokryt, Newton czy też Einstein, wyzwala w nas reakcję obronną: mózg niepotrzebnemu zużyciu energii mówi stanowcze NIE! I ma rację, podobnie jak w momentach, kiedy trzeba rano wstać do roboty, nakarmić małych terrorystów przed odprowadzeniem ich do szkoły, czy też w chwili popołudniowego drzemania na kanapie, tuż przed dwugodzinnym treningiem na siłowni. Jeżeli jednak już ww. czynności uda się wykonać, podobnie jak pochylić się nad felietonem z ostatniej strony „Parkietu", wówczas wykonanie jednego kroku myślowego wprzód nie wydaje się wysokim kosztem energetycznym. Po wszystkim jednak wiemy, że naprawdę było warto i z tęsknotą wyglądamy kolejnego dnia. Wracając zatem do meritum sprawy, o co biega z tym poplątaniem, splątaniem czy rozplątaniem kantowym (niby jedna literka mniej, a sens zdania zupełnie inny)?

Nie wnikając w ezoteryczne szczegóły, konkluzji jest kilka, np. że czas nie istnieje, czy też Einstein się mylił. Po kilkudziesięciu latach od myślowego doświadczenia zwanego EPR udało się zobrazować dwa fotony połączone ze sobą na zawsze i w nieskończoność. Sam Shakespeare, tworząc postać Romea i Julii, nie ogarniał, że na świecie będzie istniało coś równie bardzo ze sobą połączone, i to bez względu na dzielącą ich odległość. Historia romantycznej miłości jest znana bodajże wszystkim, jednakże ich uczuciowa więź to „pikuś" wobec tego, jak bardzo uzależnione są od siebie bezmasowe cząstki opisane przez najsłynniejszego z Albertów w 1905 r. Mianowicie, rozdzielając ze sobą dwa splątane fotony na odległość tak dużą, jaką jesteśmy sobie w stanie tylko wyobrazić, okazuje się, że stan jednego z nich natychmiast reaguje na stan drugiego. Kiedy jeden kręci się dookoła siebie, drugi podskakuje, mimo że nie mają ze sobą kontaktu wzrokowego i są poza zasięgiem światłowodu. Informacja o tym, co robi jeden, przepływa natychmiast (szybciej niż prędkość światła!) do drugiego tak, aby uzupełnić się niczym shakespearowscy bohaterowie. Tak kiedyś było w związku sir DJIA & lady US30Y – mowa o parze, która uzupełniała się jak nikt inny na rynkach finansowych. Z jednej strony jak DJ'ej robił nowe szczyty, to Bondy szurały po dnie, czy to szukając nowego wsparcia, czy też testując poprzednie. Kiedy zaś akcyjny benchmark nurkował w otchłań bessy, spadając na złamany kark, w bezpiecznej przystani trzydziestoletnie obligacje brylowały na swych szczytach. Wprawdzie nie zawsze ich losy uzupełniały się w jedność niczym dwa splątane fotony, jednakże zazwyczaj, kiedy na jednym rynku pojawiały się sygnały BUY, to na drugim można było w ciemno doszukiwać się SELL. Kiedy zaś pojawiała się dywergencja międzyrynkowa, wówczas nadchodził czas zmian i nowego porządku – trend się zmieniał, a wraz z nim podejście do inwestowania.

Obecnie, patrząc na to, co wyprawia DJIA od kilku miesięcy oraz analizując kilkumiesięczny trend na rynku długu, można odnieść wrażenie, że coś się nie „spina" i bynajmniej nie chodzi tu o właściwość kwantową, jaką jest spin fotonu. Pocieszeniem dla zwolenników grania krótkich pozycji może być to, że skoro Einstein się mylił, to czymże jest błędna ocena trendu przez rynkowego baribala. I właśnie dzięki temu, że naukowcom udało się pstryknąć fotkę upiornemu splątaniu, dzisiaj każdy z graczy może pocieszyć się faktem, że Albert też chadzał błędnymi drogami...