Giełdowe okienko dla jednorożców, czyli startupów wycenianych w prywatnych transakcjach na miliardy dolarów, zaczyna się zamykać. A być może już się zamknęło po tym, jak WeWork w ostatniej chwili wycofał się z IPO.
Przez zamykające się okno przecisnął się jeszcze Cloudflare, zajmujący się cyberbezpieczeństwem jednorożec, który we wrześniu sprzedał akcje po 15 dolarów za sztukę, powyżej poziomu i tak już podwyższonych wstępnych widełek cenowych. Założony w 2009 r. Cloudflare jednorożcem został cztery lata temu, gdy po pozyskaniu w rundzie D 330 mln dolarów jego wycena wyniosła 1,8 mld dolarów. Po IPO, w którym pozyskał 525 mln dolarów, wycena wzrosła do 4,4 mld dolarów. Podobnie jak wiele debiutujących w ostatnich kilkunastu miesiącach na giełdach jednorożców spółka nigdy nie osiągnęła zysku netto.
Chwilę po debiucie Cloudflare inny zmierzający ku IPO jednorożec – WeCompany, spółka matka WeWork – po miesiącu od publikacji prospektu ogłosił, że na razie nie przeprowadzi IPO. Można to odczytać w zasadzie tylko negatywnie. I nie tylko dla spółki, ale dla wszystkich innych nieprzynoszących zysku jednorożców wędrujących na giełdę.
Kłopoty z IPO WeCompany zaczęły się, nim jeszcze spółka opublikowała prospekt. Po przecenie akcji takich niegdysiejszych jednorożców jak Lyft, Slack czy Uber widać było, że inwestorzy giełdowi tracą cierpliwość do tego typu spółek. Jednorożce w IPO sprzedają perspektywy wzrostu, których bazą jest ich dotychczasowa historia. O ile ponoszą straty – a jest to niemal regułą wśród tych, które w ostatnich miesiącach oferowały akcje w publicznych ofertach – w prospektach znajduje się napisana prawniczym językiem formuła, która można sprowadzić do słów, że mogą nigdy nie osiągnąć zysku. W tym zdaniu nie ma nic nadzwyczajnego. Jest to zwykły bezpiecznik, który ma zapobiec ewentualnym przyszłym roszczeniom związanym z treścią dokumentu, na podstawie którego odbywa się oferta.
Weryfikacją perspektyw wzrostu są wyniki kwartalne. Mocno obserwowane i komentowane są te pierwsze publikowane po debiucie giełdowym. Jeśli są dobre, czyli o ile nie lepsze, to przynajmniej zgodne z prognozami analityków, zaufanie do perspektyw rysowanych w trakcie IPO rośnie. Tyle że oczekiwania analityków wcale nie muszą być zbieżne z realiami i planami spółki. No ale to osobny rozdział historii i przypadłość, z którą borykają się praktycznie wszystkie obserwowane przez analityków spółki giełdowe.