Przez wiele miesięcy przekaz płynący z banku centralnego w kwestii inflacji akcentował znaczenie czynników zewnętrznych dla wzrostu cen, ignorując równocześnie oddziaływanie czynników krajowych. Tymczasem najnowszy, listopadowy Raport o inflacji Narodowego Banku Polskiego jednoznacznie wskazuje na obserwowany w ostatnich kwartałach szybszy wzrost wynagrodzeń od wydajności pracy. W ujęciu realnym działo się tak jeszcze w pierwszym kwartale bieżącego roku, kiedy to wydajność pracy spadła o 0,8 procent, a realny wzrost wynagrodzeń wyniósł 3,9 procent, co oznaczało szybszy wzrost wynagrodzeń od wydajności pracy.

Taka tendencja utrzymywała się, poczynając od trzeciego kwartału 2019 r. Dopiero dwa ostatnie kwartały bieżącego roku, czyli drugi i trzeci, przyniosły odwrócenie sytuacji. Rosnąca dynamika wynagrodzeń spotkała się z rosnącą wydajnością pracy oraz przyspieszającą inflacją, co pozwoliło na odnotowanie szybszego wzrostu wydajności pracy od wzrostu realnych wynagrodzeń, czyli wynagrodzeń nominalnych pomniejszonych o inflację. To, co każe ostrożnie interpretować te dane, to fakt, iż duży wzrost dynamiki wydajności pracy notowany w drugim i trzecim kwartale tego roku jest prawdopodobnie w znacznym stopniu spowodowany jej skokowym spadkiem w analogicznych kwartałach roku ubiegłego.

Tym niemniej z punktu widzenia wpływu na wzrost cen w gospodarce oczywistym jest, iż szybszy wzrost wydajności pracy od wzrostu wynagrodzeń jest czynnikiem oddziałującym antyinflacyjnie. Dlatego mogą z kolei niepokoić dane przytoczone w październikowym Szybkim Monitoringu NBP. Podano tam informację, iż w okresie kwiecień–czerwiec największy wpływ na dynamikę kosztów pracy miał wzrost przeciętnego wynagrodzenia. Co więcej, w publikacji tej jest mowa również o tym, iż najnowsze dane wskazują na wzrost popytu na siłę roboczą, a w trzecim kwartale bieżącego roku odsetek firm sygnalizujących nieobsadzone miejsca pracy zwiększył się do poziomu 47,6 procent. Przed rokiem odsetek ten wyniósł 38 procent. Konsekwencją niedoborów w zatrudnieniu jest wzrost o 14 punktów procentowych w stosunku do kwartału wcześniejszego odsetka firm planujących podniesienie przeciętnego wynagrodzenia w ciągu najbliższego roku.

Wszystko to raczej każe oczekiwać w najbliższej przyszłości rosnącej presji inflacyjnej ze strony czynników krajowych. Jednak NBP w swojej listopadowej prognozie w horyzoncie do końca 2023 r. zakłada kontynuację korzystnego z punktu widzenia presji inflacyjnej szybszego wzrostu wydajności pracy od wzrostu realnych wynagrodzeń. O ile wzrost wynagrodzeń w zakładanej skali w świetle przytoczonych powyżej danych świadczących o rosnącej presji płacowej i niedoborach siły roboczej wydaje się możliwy, o tyle założenia odnośnie do utrzymania wysokiej dynamiki wzrostu wydajności pracy budzą już wątpliwości. W prognozie wybiegającej naprzód o dziewięć kwartałów założono średni wzrost dynamiki wydajności na poziomie 4,9 procent. Jeśli obliczymy średnią z minionych dziewięciu kwartałów, to okazuje się, że dynamika wzrostu wyniosła zaledwie 1,1 procent. Uwzględniając nawet fakt, iż w tym czasie doświadczyliśmy zamknięcia gospodarki, różnica wydaje się znacząca. Przy czym należy pamiętać, że prognozy NBP przyjmowane są przy założeniu braku zmiany poziomu stóp procentowych od momentu ich publikacji.

Zatem musielibyśmy przyjąć założenie, że stopy procentowe pozostaną na obecnym poziomie aż do końca 2023 r., co wydaje się nieprawdopodobne. A wzrost stóp na pewno odbije się negatywnie na wzroście PKB, które to PKB znajduje się w liczniku równania wyznaczającego poziom wydajności pracy. W mianowniku występuje liczba przepracowanych godzin i tu akurat możliwe są wzrosty.