Notowania PGE zareagowały spadkami na informację o odstąpieniu od wezwania na wszystkie akcje Polenergii. Kurs największej spółki energetycznej spadał w ciągu piątkowej sesji nawet o 1,7 proc.
Najwyraźniej część inwestorów już przyzwyczaiła się do myśli, że koncern kontrolowany przez państwo zawalczy o spółkę Dominiki Kulczyk. PGE jednak poinformowała o nieziszczeniu się niektórych warunków wezwania. Jest ich kilka. Kluczowe wydają się jednak dwa z nich. PGE nie udało się w przekroczyć 66 proc. głosów w walnym zgromadzeniu Polenergii w wyniku transakcji. Powodem była zbyt niska zaoferowana cena za akcję (16,29 zł).
To mogło akurat zdziwić rynek, gdy koncern energetyczny sondował inwestorów instytucjonalnych pod kątem wysokości oferty. Wydawało się też, że jest otwarty na jej podniesienie. Po drugie, najważniejsze – PGE nie zdołało porozumieć się z Dominiką Kulczyk, główną właścicielką Polenergii (posiadającą w spółce 50,2 proc.). Ona zresztą pod koniec sierpnia ogłosiła własne wezwanie, kładąc na stół ofertę wartą 20,5 zł za akcję. Dotyczyła wszystkich znajdujących się w obrocie papierów, pozostających poza jej kontrolą.
Przypomnijmy, że zarząd spółki uznał tę cenę za nieodpowiadającą wartości godziwej. Tak samo zareagował zresztą wcześniej na propozycję cenową PGE.
Zapisy w wezwaniu Dominiki Kulczyk zaczęły się 17 września. Potrwają do 17 października. Kurs Polenergii w piątek dwie godziny przed zamknięciem piątkowej sesji wynosił 20,9 zł.