Koncern przekonał się do ustawiania paneli PV na wodzie na bazie wniosków z eksperymentu prowadzonego przez ostatni rok na zbiorniku wodnym przy hydroelektrowni w Łapinie. Późnym latem ubiegłego roku na powierzchni tego akwenu pojawiła się pilotażowa konstrukcja fotowoltaiczna o mocy sięgającej kilku kW. Miała pomóc zweryfikować twierdzenie, że w naszych rodzimych warunkach panele PV usytuowane na wodzie produkują więcej energii niż analogiczna instalacja umieszczona na lądzie.

Eksperyment potwierdził założenie: styczność z wodą ze zbiornika poprawiła chłodzenie modułów fotowoltaicznych, a to przekładało się na wyższą sprawność instalacji.

Dlatego Energa chce iść za ciosem. Koncern chce tym razem wybudować instalację o mocy 0,5 MW, na tym samym akwenie, na którym odbywał się eksperyment. Firma chce też pozyskać na ten cel dotację NFOŚiGW.

W sumie trudno się dziwić. Technologia związana z instalacjami PV na wodzie pojawiła się już dobrą dekadę temu, a prawdziwy rozkwit przeżyła w latach 2016–2017. Dziś łączna moc „wodnych farm fotowoltaicznych" może przekraczać na całym świecie 1 GW. Zwolennicy tego rozwiązania podkreślają, że idealnie nadaje się ono do miejsc, w których trudno wydzielić powierzchnię pod farmę PV, oraz sztucznych akwenów wodnych. Zarządzanie takimi farmami jest prostsze, mogą przyczyniać się one do ochrony środowiska (choćby przez zapobieganie wysychaniu akwenów), otwierają nowe możliwości magazynowania energii. Niewykluczone zatem, że pływające panele staną się przyszłością rynku PV. MJ