Niedawno odbyła się konferencja pod waszą egidą pod tytułem „Czy grozi nam zapaść w branży budowlanej i widmo upadłości firm?”, a w mediach społecznościowych napisał pan: „W mojej ocenie sytuacja w sektorze budownictwa jest dziś trudna i groźna. Ewentualnej poprawy sytuacji nastrojów spodziewałbym się dopiero w okolicach 2025 r. – i to o ile napłyną do nas w końcu pieniądze z budżetu unijnego...
Konferencja miała na celu uświadomienie głównych problemów i wyzwań, z którymi mierzy się obecnie branża. Sytuacja w budownictwie jest trudna i groźna. Dla osób, które obserwują indeks WIG-budownictwo, może się to wydawać dziwne, bo poziom jest bardzo wysoki, choć w ostatnim czasie widzimy korektę.
Po pierwsze, mamy cały czas nierozwiązany problem wysokich kosztów, które są pokłosiem tego nadzwyczajnego, bezprecedensowego wzrostu cen materiałów budowlanych w 2021 r. – z powodu pandemii i w 2022 r. z powodu wybuchu wojny w Ukrainie. Owszem, w ostatnich miesiącach ceny materiałów zaczęły się stabilizować, urealniać, ale na bardzo wysokich poziomach. Mamy też bardzo wysokie ceny paliw, do tego dochodzą zwyżki wynagrodzeń, wysokie koszty obsługi kredytów i leasingu. Z drugiej strony mamy do czynienia z dekoniunkturą w gospodarce, spowolnieniem inwestycyjnym, które powoduje spadek przychodów firm. Nie jest on dramatyczny, bo spółki mają jeszcze zlecenia zgromadzone wcześniej, ale ubytek przychodów będzie stopniowo coraz bardziej widoczny. Dekoniunktura powoduje też bardzo silną konkurencję cenową o pozyskanie nowych zleceń. Mamy więc spadające przychody i bardzo wysokie koszty, co przekłada się na wyraźne pogorszenie wyników finansowych spółek. Widzimy to w wynikach dużych firm z GPW. Wydaje się, że krytyczny pod tym względem będzie 2024 r. Najtrudniej jest w grupie małych i średnich firm, podwykonawców. Mniejsze podmioty zawsze najszybciej reagują na negatywne zjawiska – liczba bankructw i niewypłacalności firm w I połowie br. była wyższa niż w całym 2022 r.
Kiedy można się spodziewać poprawy?