Pod koniec III kwartału w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Trójmieście, Poznaniu i Łodzi w ofertach deweloperów znajdowało się ponad 35 tys. mieszkań (według firmy Reas). To o ponad 20 proc. więcej niż przed rokiem. Od dwóch kwartałów na rynki głównych miast Polski trafia więcej mieszkań, niż jest sprzedawanych. W II kwartale różnica ta wynosiła 40 proc. wolumenu sprzedanych lokali.
[srodtytul]Ucieczka do przodu[/srodtytul]
Czy to oznacza, że deweloperzy spodziewają się eksplozji popytu na mieszkania nad Wisłą? Niekoniecznie. Dla wielu to sposób na minimalizację strat związanych z przeceną kupionych na górce cenowej gruntów budowlanych. W portfelach deweloperów nie brak bowiem działek, których nominalny koszt nabycia (nie uwzględniając kosztu pieniądza) w przeliczeniu na metr kwadratowy mieszkania jest dwa razy wyższy, niż wynoszą obecne stawki rynkowe. Zrealizowanie na nich zyskownej inwestycji w dzisiejszych czasach jest często niemożliwe. Wielu deweloperów, zamiast czekać na kolejną hossę na rynku lub odpisać część wartości działki, decyduje się jednak na zabudowanie kłopotliwego gruntu i sprzedaż budynku po kosztach.
[srodtytul]Banki minimalizują straty[/srodtytul]
Co ciekawe, przy realizacji tych często nierentownych przedsięwzięć deweloperzy otrzymują wsparcie banków. Dlaczego? Dla banków udzielanie kredytu na budowę jest często jedynym sposobem na rozwiązanie problemu, jakim są tzw. zagrożone kredyty udzielone w czasach hossy na zakup gruntu.